Życie nacechowane jest napięciem. Spontanicznie, bez namysłu, przeżywamy
jako dobro to, co daje odreagowanie. Często jednak nie są to właściwe środki.
Zło przychodzi z iluzoryczną obietnicą pomocy. Człowiek pragnąc tej dobrej
ulgi, wybiera zło jako lekarstwo na doskwierające napięcie i ból. Skąd taki
paradoks?
Otóż uciekamy się do zła, bo iluzorycznie przybiera postać dobra. Nie
wnikamy głębiej. Po prostu coś biorę, z czegoś korzystam. Jeśli doraźnie działa
pozytywnie, z tego wyciągam automatyczny wniosek, że jest dobre. Zło przybiera
maskę dobra. Ludzki błąd. Człowiek daje się oszukać. Myśli, że wybiera dobro, a
w rzeczywistości wchodzi w macki zła.
Nie zawsze tak jest. Nieraz jasno wiemy, że coś jest złe. Konkretnie,
bezbłędnie nazywamy rzecz po imieniu. Jednak z całą świadomością wybieramy zło
i w nim tkwimy. Propozycja dobra i szczere pragnienie pomocy zostają odrzucone.
W Ewangelii jest znamienny epizod. Jezus uwalnia opętanego człowieka od złego
ducha. Okaleczający się nieszczęśnik zostaje przywrócony do normalnego życia.
Mieszkańcy tego regionu są świadkami owego niezwykłego uzdrowienia. W
odpowiedzi jednak „Wtedy zaczęli Go prosić, żeby odszedł z ich granic”
(Mk 5, 17). Zdumiewające! Zamiast dziękować Jezusowi i prosić o dalsze
wypędzanie zła, z ich strony pojawia się reakcja odrzucenia. Odejdź! Wielkie
pytanie! Dlaczego człowiek widząc dobro, wybiera jednak zło?
Szukając odpowiedzi, najpierw odkrywamy zniewalającą moc doświadczenia chwili.
Wiem, czuję, że coś jest złe, ale chęć doraźnego odreagowania jest
silniejsza. Rzucam pełne zdenerwowania słowa wobec niewinnego dziecka. Wiem, że
czynię źle, ale ulegam złości. Przyszłość się nie liczy. Doraźna ulga lub
przyjemność jest wszystkim. Nawet największe zło jest w stanie dawać w
danej chwili dobro.
Drugim wytłumaczeniem jest ogromna ranga poczucia bezpieczeństwa. Wspomniani
mieszkańcy mieli swój świat, którego częścią było zło, ale przyzwyczaili
się do tego. Jezus, choć uwolnił od złego ducha, wprowadzał coś nowego. Jego
nowy świat jawił się jako niepewność. W konsekwencji woleli pozostać w starym
świecie ze złem niż wchodzić w nowy świat z dobrem Tak! Dotychczasowy świat
jest jakoś znany. Nowy świat jawi się jako nieznany i niepewny. Człowiek czuje
się bezpiecznie w tym, co znane. Dlatego aby zapewnić sobie poczucie
bezpieczeństwa, często woli wybrać znane stare zło niż nowe nieznane dobro.
Tu mamy wytłumaczenie pewnego zaskakującego faktu. Otóż niektóre dziewczynki
bardzo cierpią z powodu zachowania swego ojca. Marzą, aby mieć w przyszłości
męża, który nie będzie ranił. I co się okazuje? Otóż bardzo często po latach wchodzą
w związek małżeński z mężczyzną, który posiada bardzo podobne negatywne
cechy jak ojciec. Nie jest to wybór świadomy, ale po czasie jasno widać,
że tak właśnie się stało. W mężu został wybrany znany już dzięki ojcu świat.
Nawet jeśli w tym świecie było konkretne zło, to poczucie bezpieczeństwa
znanego już świata podświadomie jest silniejsze. Dziewczynka bardzo cierpiała,
że ojciec na przykład pił. Potem jednak sama wybiera męża, który też pije.
Nawet doświadczone konkretnie cierpienie nie daje mocy, aby opuścić znany już
świat.
Wreszcie dochodzimy do faktu, że istnieją realne złe duchy. Nie są to tylko
metafory, ale konkretne osoby. Zły duch jest mocniejszy od naturalnych ludzkich
sił. W rezultacie człowiek nie daje rady wobec pociągającej mocy zła.
Otrzymujemy wielkie zaproszenie, aby zaufać dobru. Co to znaczy? Najpierw
dokładnie badać, czy coś doświadczanego jako dobro tym dobrem rzeczywiście
jest. Następnie trzeba wziąć pod uwagę istnienie przyszłości. Czy warto przeżyć
krótki czas pozornego szczęścia, by potem cierpieć nieszczęście całe lata, a
może całe życie i wieczność? I wreszcie warto zaufać, że wszelka
propozycja Jezusa Chrystusa jest lepsza od propozycji złego ducha. Zaprosić
Jezusa do granic swego życia, to najlepszy pomysł w przezwyciężaniu zła. To
najpełniejsza możliwość podążania drogą życiodajnego dobra.
4 lutego 2013 (Mk 5, 1-20)