Wspólnie spędzony czas w rodzinnym
gronie. Spontaniczne opowieści o ostatnio przeżytych chwilach. Nie od wielkiego dzwonu; ale tak zwyczajnie,
z potrzeby serca, w ramach codziennego kolorytu. Nacieszyć się sobą i wysłuchać
kolejnych fascynujących historii z życia najbliższych. Wielka to sprawa!
Jeszcze
większą atrakcją jest wspólny wyjazd. Przynajmniej jeden dzień, to już super
frajda. Zwiedzanie mniej lub bardziej ciekawych miejsc. Posiłek na łonie natury
albo w jakimś barze czy restauracyjce. W sumie miejsce wyjazdu nie ma większego
znaczenia. Najważniejsze są wspólnie przeżywane chwile i radość bycia razem.
Głębokie doświadczenie jedności, które wyzwala tęczę najpiękniejszych przeżyć,
uczuć i myśli. Całkowicie znika pytanie, czy życie ma sens? Bo jak tu się
zastanawiać nad czymś, co wręcz pulsuje oczywistością niczym wspaniała ogrodowa
fontanna.
Niektórzy
mogliby całe książki napisać o tych wspólnych
posiłkach i rodzinnych wypadach do różnych oryginalnych miejsc. Ale
niestety w wielu przypadkach taki zwyczajny obrazek rodzinnego szczęścia
wywołuje cierpienie, ból serca i łzy w oczach.
Rodzi się bolesne pytanie, dlaczego nam się nie udaje? Gdzie tkwi
przyczyna naszej porażki? Dlaczego zamiast blasku rodzinnej jedności, wszystkich
spowija ciemność rozbicia. Każdy w swoim kącie zanurzony we własnym świecie, do
którego już nikt inny nie ma dostępu.
Szukając
odpowiedzi, głębokie światło uzyskujemy w słowach, które Jezus kieruje do Ojca:
„aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni
stanowili jedno w Nas” (J 17, 21).
Tak! Szczęście wspólnego bycia,
lub jego brak, uzależnione jest od sposobu przeżywania jedności. Na czym polega
sztuka budowania jedności małżeńskiej, rodzinnej i jakiejkolwiek innej? Gdzie
odnaleźć wzorzec?
Najdoskonalszym wzorem jest Trójca
Święta. Kontemplując tę Boską Rzeczywistość, odkrywamy, że najpierw wszystkie
Osoby Trójcy Świętej mają taką samą naturę Boską. Ojciec jest Bogiem, także Syn
i Duch Święty. To niejako wspólna płaszczyzna „tego samego”. Jednocześnie
jednak każda Osoba jest całkowicie odrębna od pozostałej. Istnieje doskonała
różnorodność. Ojciec nie jest Synem. Syn nie jest Duchem Świętym. Wreszcie
pomiędzy Ojcem i Synem jest nieskończona miłość, której owocem jest trzecia
osoba Ducha Świętego. Co z tego wynika?
Otóż nie zbuduje się jedności, jeśli nie
ma pewnej podstawowej płaszczyzny porozumienia. Mąż i żona w małżeństwie muszą mieć pewien
fundamentalny poziom wspólnych wartości. Np. żeby razem chcieć usiąść do stołu,
wspólnie wyjechać w podróż. Jednocześnie każdy musi mieć prawo zachować swą
niepowtarzalną tożsamość jako mężczyzna, kobieta, człowiek. Przy wspólnym
posiłku, obrazowo, każdy może jeść na swój sposób. Wreszcie to połączenie „tego
samego” i „odmiennego” domaga się ukoronowania w postaci wzajemnej miłości.
Najczęstsze powody małżeńskiego,
rodzinnego, wspólnotowego rozbicia to niezdolność dogadania się w najbardziej
podstawowych sprawach, przykrawanie drugiego na swoje kopyto i przede wszystkim
brak wzajemnej miłości. Najbardziej spektakularna pułapka to rozumienie
jedności jako „bycie takim samym”. Gdy ktoś prezentuje swą odmienność, wtedy
pada zarzut o rozbijanie jedności. To wielkie nieporozumienie, które niestety
zbudowane jest na egoizmie. Drugi ma spełniać moje oczekiwania. Jeśli tego nie
czyni, jest oskarżany o niszczenie jedności i brak miłości. W rzeczywistości,
„oskarżający” może być o wiele bardziej winny braku lub rozpadu jedności
aniżeli „oskarżany”. Dwie osoby doświadczą jedności, gdy z wzajemną miłością
podejmują wspólną drogę, na której każdy może być sobą.
Tylko
wpatrując się w Trójcę Świętą, mocą Bożej łaski, ludzie są w stanie zbudować
prawdziwą jedność. Trwała jedność, to miłosne zespolenie różnorodności na
wspólnym fundamencie, który postawiony jest na
Odwiecznej Bożej Skale.
16 maja 2013 (J 17, 20-26)