Życie ludzkie jest dynamiczne. To nie jest
zastygła lawa. Nieustannie coś się dzieje: wzloty i upadki. W miarę upływu
czasu człowiek osiąga coraz wyższy poziom duchowy lub niestety moralnie stacza
się. Na tej drodze bardzo ważny jest sposób postrzegania i przeżywania
doskonałości. Wiele zależy od tego, co rodzi się w sercu i w umyśle na dźwięk
słowa: ideał?
Najgorzej, jeśli człowiek zupełnie wyklucza
takie pojęcie ze swego codziennego słownika. A już zupełnie nie daj Boże, jeśli
młody człowiek nie ma ideałów. Z czasem będzie wtedy raczej tylko coraz gorzej.
Każdy, kto wyśmiewa szczere pragnienie dążenia do doskonałości, tak naprawdę
robi sobie wielką krzywdę. Trudno wtedy wytrzymać z samym sobą. Można stworzyć
zewnętrzny pozór wielkości, ale nie zmieni to faktu, że wnętrze jest
beznadziejnie malutkie. Nawet jeśli różne doczesne błyskotki wyglądu,
stanowiska lub kasy do czasu fascynują, to z czasem staną się pętlami, które
będą coraz bardziej zaciskać się na szyi. Najsmutniejsze, że zamyka się droga
do życia wiecznego.
Na szczęście wielu ludzi pragnie dążyć do
doskonałości. Niejednokrotnie można spotkać, zwłaszcza wśród młodzieży,
przykłady tych, którzy wzruszają bezinteresowną dobrocią i miłością.
Przedmiotem codziennej refleksji i troski stają sprawy prawdziwie istotne.
Pięknie obrazuje to pytanie, które w Ewangelii młodzieniec zadaje Jezusowi:
„Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?”. Początek
rozmowy świetny, ale niestety koniec już całkiem inny: „Gdy młodzieniec
usłyszał te słowa, odszedł zasmucony”. Niektórzy z młodych idealistów skończyli
niestety nawet w moralnym rynsztoku. Na ludzi, którzy pragną doskonałości,
zastawiona jest wielka pułapka. To chęć zrealizowania ideału natychmiastowo, od
razu. Motorem działania jest przekonanie o własnej dobroci i pokładanie ufności
we własnych siłach. Takie podejście kończy się zawsze smutno. To może być
faryzejska iluzja bycia doskonałym lub załamanie na skutek poczucia poniesionej
porażki. Do pewnego czasu człowiek duchowo wzrasta, ale potem wszystko ulega
diametralnej zmianie i zaczyna się moralna degradacja.
Najbardziej
ewangeliczna droga polega na tym, aby podobnie jak wspomniany młodzieniec
wzbudzić w sobie pragnienie doskonałości i życia wiecznego. Życie doczesne jest
moralnym wzrostem, jeżeli dokonuje się w horyzoncie życia wiecznego. Konkretnie
znaczy to, że od samego początku ufność pokładam w mocy udzielanej od Boga. To
nie ja jestem dobry. Jezus tłumaczy młodzieńcowi: „Jeden jest tylko Dobry”,
mając na myśli Boga. Zarazem pokora daje wewnętrzne zrozumienie prawdy, że
droga do doskonałości prowadzi poprzez cierpliwe zmaganie się. Ideał jest
celem, którego osiągnięcie wymaga całego życiowego procesu. Jak coś się uda,
nie popadam w pyszną iluzję samo doskonałości, gdyż widzę, że jeszcze wiele
pozostaje do zrobienia. Z kolei porażka nie podłamuje, lecz zaprasza do
kolejnego wyruszenia w dalszą drogę. Trzeba pragnąć doskonałości i zarazem mieć
świadomość, że do ideału pokornie zdąża się stopniowo, krok po kroku, przez
całe życie. Rozwój i coraz większa doskonałość jest owocem cierpliwego,
pokornego procesu, którego ostatecznym celem jest życie wieczne w Bogu… Tak
przeżywane życie doczesne staje się piękną drogą wzrostu do życia wiecznego.
Bóg na sądzie ostatecznym nie będzie nas pytał, ile udało się nam osiągnąć.
Najważniejsze będzie, na ile z pokorą i miłością nieustannie, cierpliwie do
Niego zdążaliśmy.
Panie Jezu Chryste pomóż, aby kolejne stopnie
naszego życia były na coraz wyższym poziomie na drodze ku Wiecznej Światłości w
Tobie…
19 sierpnia 2013 (Mt 19, 16-22)