„Cicha tęsknota w głębi serca. Delikatne wołanie
wnętrza, przypominające szelest górskiego strumyku. Nadzieja smakowania
ponadczasowej jedności. Oczekiwanie zjednoczenia, które niczym pomost
przezwycięży oddzielenie dwóch brzegów”. Skąd takie pragnienia? Odpowiedź
znajduje się w głębinach ludzkiego ducha.
Otóż w naturę człowieka wpisana jest tęsknota,
aby doświadczyć jedności, bliskości i radości zjednoczenia. To pragnienie może
niestety ulec brutalnemu stłamszeniu. Konsekwencje są
wtedy opłakane. W najtrudniejszych przypadkach powstaje rodzaj
wewnętrznego buntu i złości. Dziecko, będące świadkiem rozłamów i podziałów,
zaczyna zakładać pancerz ochronny. W miarę upływu lat, taki proces może prowadzić
do radykalnej negacji istnienia miłującej jedności. Przychodzi diabeł i jako
„przyjaciel” proponuje zranionemu człowiekowi wyżyć się w „dziele rozbijania i
dzielenia”. Wielka to tragedia, gdy w człowieku zaczyna królować
piekielny chłód dystansu; gdy słowa „miłość” i „jedność” wywołują jedynie
spazmatyczno-cyniczny śmiech i pełną lekceważenia ironię.
Na szczęście, większość ludzi nie ulega pokusie
tej radykalnej negacji. Wiara w uszczęśliwiające zjednoczenie zdrowo przenika
całokształt myśli i uczuć. Ale niestety poszukiwanie zaspokojenia nieraz
ogranicza się tylko do seksu, zredukowanego do cielesnego zespolenia.
Współczesna kultura bardzo mocno promuje ten środek jako zbawienne panaceum,
dające uszczęśliwiające zjednoczenie. Pojawia się rzeczywiście moment
jednoczącej rozkoszy. Ale gdy w grę wchodzi tylko cielesne pożądanie, bardzo
szybko po akcie seksualnym następuje poczucie smutku, samotności i obcości.
Naiwna iluzja „bycia razem” daje o sobie znać. Chwila przemija i pozostają
wspomnienia lub oczekiwanie na kolejny raz. Dodajmy, że na poziomie czysto
ludzkich możliwości występuje wiele szlachetnych form współobecności. Nigdy
jednak nie nastąpi rzeczywista głębia zjednoczenia.
Czy to znaczy, że człowiek jest wewnętrznie
sprzecznym absurdem, który chce czegoś niemożliwego? Żadną miarą! Rozwiązanie
dylematu znajdujemy w Jezusie Chrystusie, który ukazuje nam intrygującą drogę.
Na tej drodze możemy doświadczyć zaspokojenia najgłębszych tęsknot i pragnień.
W tym świetle, bezcenny jest ewangeliczny zapis: „Jezus wyszedł na górę, aby
się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga” (Łk 6, 12). Owocem tej
modlitwy stało się powołanie dwunastu apostołów, z którymi Jezus wyruszył
potem, aby głosić Słowo i uzdrawiać. Otrzymujemy bezcenne
przesłanie. Jezus jednoczy się Bogiem Ojcem na modlitwie. Z tej modlitwy rodzi
się miłosne poznanie i ścisła więź jedności Jezusa z apostołami. Z kolei w
Jezusie dokonuje się jednoczące porozumienie pomiędzy ludźmi.
Tak. Bóg wlał w człowieka pragnienie
zjednoczenia i tylko On jest w stanie je zaspokoić. Modlitwa jest unikatowym
środkiem budowania tej jedności z Bogiem. To jest jak najbardziej rzeczywista
więź. Z kolei to zjednoczenie z Bogiem umożliwia zjednoczenie
międzyludzkie. Gdy dwie osoby z serca modlą się, to każda z nich
jednoczy się z Bogiem. W Bogu zaś dokonuje się zjednoczenie modlących się osób.
Wspaniale obrazuje to trwanie przed Najświętszym Sakramentem. Poprzez Adorację
następuje zjednoczenie z Chrystusem. W Sercu Chrystusa dokonuje się
zjednoczenie ludzkich serc. Najlepiej, gdy cisza otula ten wzajemnie
przekazywany sobie laserowy promień miłości. W ciszy wzajemnej
modlitwy można tak realnie jednoczyć się pomiędzy sobą.
Niesamowite! Wspólne trwanie na modlitwie może
stanowić głębszą realną jedność, aniżeli fizyczna rozmowa. Jednocześnie
następuje przezwyciężenie ogranicznika czasowego. W Bogu można trwać we
wzajemnym zjednoczeniu na zasadzie nieustannie dokonującej się realności bycia
razem. „Jednoczę się z tobą” w modlitwie zyskuje niezwykły sens. To już nie
jest iluzja. Zjednoczenie staje się rzeczywistością. Poprzez
wiarę, najgłębsza tęsknota zostaje zaspokojona. Już teraz można
cieszyć się głębokim duchowym zespoleniem w Jezusie
Chrystusie. Gdy opadnie zasłona doczesności, ta jedność w Bogu objawi się
w pełnym blasku…
28 października 2013 (Łk 6, 12-19)