Przedziwne! Tyle razy przejeżdżałem przez tę zwykłą bramę i nic. A teraz
przemówiła do mnie z wielką mocą. Wręcz wyzwoliła strumień myśli i refleksji.
Tak! Jakże radosny skutek egzystencjalnego zatrzymania. Nie chodzi tu jedynie o
"wyhamowane" chwile lub dni, ale całe życie! Wcześniejszy rwący potok
przekształca się w spokojnie płynącą rzekę.
Z reguły tak się to odbywa, gdy wszystko
właściwie w życiu przebiega. Na początku jest pędzący strumień; taki
nonszalancki i rozbijający się z impetem o górskie skały. W miarę upływu czasu
woda zaczyna nabierać wewnętrznej harmonii. Staje się coraz bardziej rzeką,
która charakteryzuje się umiarem i zrównoważeniem. Na końcu wpada w bezmiar
morza lub oceanu, który bezkresem horyzontu wskazuje na Wieczny Stan
Niebiańskiego Ukojenia.
Tak! Przyroda to świetna nauczycielka życia.
Pomaga zrozumieć wewnętrzny stan ducha. Tak, jak dobrze, gdy gwałtowny strumień
życia zaczyna przeobrażać się w wypełnioną coraz większym pokojem rzekę.
Uspokojenie nie oznacza tu bezwładu, bezczynności lub rozmazanej nijakości.
Wręcz przeciwnie! Istnieje pewne egzystencjalne prawo przeciwstawności. Otóż
gdy zewnętrzny ruch zmniejsza się, wtedy wyzwala się coraz większa wewnętrzna
energia. Ta energia jest takim intensywnym smakowaniem życia. Konkretnym owocem
tego przeobrażania się jest wzrastająca wewnętrzna wrażliwość.
Coraz bardziej zadziwia mnie fakt, jak wielu
rzeczy nie widziałem. A ile nadal nie widzę?… Nie chodzi o to, żeby stworzyć
coś absolutnie nowego. Cała sztuka polega na tym, żeby zobaczyć to, co jest tak
naturalne, że aż przestaje być dostrzegalne. Jak człowiek biegnie, to przestaje
widzieć. Zewnętrzny świat staje się niewidzialny. Nawet mogę nie widzieć
człowieka, który codziennie tuż obok mnie przechodzi, mówi, coś robi. Tak! W
przyrodzie nie może być próżni. Lęk przed doświadczaną pustką
powoduje przyspieszenie życiowego tempa… Biegnący człowiek usiłuje pędem
wypełnić rodzącą się pustkę… Niektórzy jak mantrę powtarzają słowa „Tyle mam do
zrobienia”. Ale to tylko iluzoryczny wypełniacz. Wzrost tempa nie unicestwi
wewnętrznego ssącego leja. To raczej ten lej nas wessie i uśmierci… Jedyna
droga ocalenia to zmniejszenie tempa…
Tak! To naprawdę działa. Doświadczam tego.
Zaczynam dostrzegać coraz więcej z otaczającego świata. Takie wewnętrzne dotykanie
otaczającej mnie rzeczywistości. Tym razem kierunek zachodzących procesów
zmienia się. Gdy coraz więcej widzę i czuję, nie muszę już zwiększać szybkości.
Dlaczego? Bo nie muszę nasycać się pędem, gdyż wypełniam się otaczającą
rzeczywistością. Najbardziej zwyczajna rzecz zaczyna mówić. Nawet banalność
przeobraża się w niezwykłość. A cóż dopiero człowiek, który z pomijanego słupka
przekształca się w Misterium zapraszające do miłości i dające do myślenia…
I nie na tym koniec. Przecież istnieje jeszcze
Bóg, który nie jest ulotnym wzlotem emocji, ale Wieczną Nieprzemijalnością.
Jezus wyraziście tłumaczy: „Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie
przeminą” (Łk21, 33). Gdy człowiek pędzi, wtedy jego życie staje się ulotnym
słowotokiem, który przemija jak rozpryskująca się wodna piana. Ten słowotok
usiłuje panicznie walczyć z ssącą od wewnątrz pustką. Ale słowotok nie wypełni;
zarazem swym chaotycznym ruchem uniemożliwia zaistnienie w duszy Wiecznego
Słowa. Wtedy słowa Jezusa znikają z życia. Słowotok skutecznie zastępuje Słowo
Boga. Dusza umiera.
Z kolei im człowiek bardziej zatrzymuje się, tym
bardziej umożliwia zaistnienie w sobie Obecności Słowa. Z naszego życia na
wieki pozostanie tylko to, co odzwierciedliło Wieczne Słowo Wcielone. Wszystko
inne przeminie. Taka jest perspektywa bycia w Wiecznym Bezkresie
Słowa.
A tak wracając do naszej bramy… Kto by pomyślał?
Jakiż rewelacyjny owoc życiowego zatrzymania. Nie
przypuszczałem rano, że zwykła brama może stać się Bramą prowadzącą do Wiecznej
Przestrzeni Słowa…
29 listopada 2013 (Łk 21, 29-33)