Po długiej podróży przekroczył bramę
monastycznego klasztoru. Wejście w przestrzeń ciszy, w której ludzie szczerze
pochłonięci są kontemplacją Boga żywego. Spontanicznie nasuwają się maksymalnie
duchowe myśli. I oto nagle pojawia się mnich. Na twarzy uśmiech, najbardziej
zwyczajny w świecie. Taki naturalny, emanujący z ludzkiej twarzy, a nie ze
„sztucznie uduchowionej maski”. Bezsłowne wyznanie: „Dobrze, że jesteś!”. A
potem proste zdania; ich zestawienie to najwyższych lotów traktat o
chrześcijaństwie. Czyli? „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” i „Posiłek
już przygotowany; proszę dobrze zjeść, żeby nie być
głodnym”. Ponownie cisza. Wielka cisza... Takich spotkań się nie
zapomina. Co więcej, czas upływa, a ich światło coraz bardziej rozświetla
wnętrze, pomaga przezwyciężać iluzje, zanurza coraz głębiej w
rzeczywistości…
Pokutuje zupełnie błędne przekonanie,
że dusza z natury jest altruistyczna, zaś ciało pogrążone jest w egoizmie. Tak
naprawdę jednak, o wiele częściej to ciało dialoguje, zaś dusza pozostaje
zamknięta w twierdzy egoistycznych motywacji. Na drodze ku Bogu
Wcielonemu, ciało ma szczególne znaczenie jako pomost łączący dwa brzegi.
Najgłębsze prawdy człowiek odkrywa i realizuje poprzez dialog z drugim
człowiekiem, gdzie respektowana jest cielesność. Ważne są tutaj dwie pierwotne
zasady: samoobserwacji oraz empatii.
Obserwacja zachowań swego ciała pozwala odkrywać
głębokie prawdy o sobie. Doświadczenie pustyni pozwala do bólu ten cel
realizować. Występuje tutaj ogołocenie z przeogromnej liczby iluzji. Gdy
najedzony „pobożny człowiek”, mający całkiem wygodny dom, pewny
siebie głosi tezę, że Miłość Boża jest dla niego najważniejsza, to pustelnik
jedynie pokiwa głową z taktownym politowaniem. Nie zdziwi się, gdy
„ten pobożny pyszałek” zacznie bluźnić, okradać a nawet zabijać, gdy któregoś
dnia braknie mu jedzenia. Pustelnik wie, że gdy wszystko zostanie odebrane, to
wtedy głód chleba okazuje się ważniejszy od głodu duchowego. Trzeba stoczyć
wielką walkę, aby Bóg prawdziwie zajął pierwsze miejsce.
W tej walce niezbędna jest najpierw pokorna
obserwacja swego organizmu. Zewnętrzne ogołocenie pozwala dostrzec, jak
zachowuje się ciało. Jak bardzo jęczy i z bólu umiera, gdy już nie może uciekać
w „morze zastępników”. To cielesne samopoznanie jest bezcennym materiałem do
owocnego zadziałania empatii. Empatia jest zdolnością i gotowością do wczucia
się w drugiego człowieka. Niejako umieszczam się w jego przestrzeni życia. Po
swoich doświadczeniach odkrywam, co on może czuć, czego pragnie. Jeśli drugi
też szczerze do bólu staje w prawdzie, to samoobserwacja i empatia umożliwiają
zaistnienie głębokiego dialogu Ty-ja. Rodzi się relacja rzeczywistej miłości
chrześcijańskiej, promieniująca pełnym wzajemnej troski: „Co czujesz?”.
W tym świetle odsłania się głębia powitania
owego mnicha. Troska o Boga i ciało; żywe świadectwo obecności Ducha Miłości. W
celi poznał, co znaczy głód ciała. Wygrał tę walkę. Teraz poczuł, co
przychodzący może czuć. Dlatego w imię Boże, zatroszczył się o jedzenie. Miał
rację. Ten posiłek był wtedy cenniejszym traktatem o Bożej i Ludzkiej Miłości,
aniżeli wiele najbardziej czcigodnych duchowych rozpraw.
Dokładnie w tej samej perspektywie, odkrywamy
bogactwo miłości Jezusa. Blask tej najczystszej Miłości emanuje z
ewangelicznego opisu cudownego rozmnożenia chleba (Por. Mk , 1-10). Jezus po
sobie dobrze poznał, co znaczy odczuwać głód ciała. Zarazem Jego Serce było
wypełnione autentyczną troską o drugiego człowieka. Dlatego po
wygłoszonych naukach, pełen empatii, powiedział: „Żal mi tego tłumu…
trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. A jeśli ich puszczę zgłodniałych do domu,
zasłabną w drodze”.
Bez cienia wątpliwości. Jezusowa troska o
zaspokojenie cielesnego głodu miała wielkie znaczenie. Dla wielu ludzi,
możliwość zjedzenia była mocniejszym Argumentem Miłości od samego faktu
duchowego cudu. Ludzki chleb stał się najbardziej
wiarygodnym świadectwem Bożej Miłości…
15 lutego 2014 (Mk 8, 1-10)