Pokusa obgadywania



           W firmie nie mogła zdzierżyć swej współpracowniczki. Każdego dnia widziała u niej mnóstwo wad i denerwujących zachowań. Niezadowolenie i złość kanalizowała poprzez obgadywanie i użalanie się do znajomych na „nie do życia” koleżankę z pracy. Przekonana o swych racjach, na szczęście z czasem dostrzegła, że oczerniała i tak naprawdę sama była „niezłym ziółkiem”…  

W Bożym założeniu słowa mają służyć jako środek  do wyrażania prawdy, dobra i piękna. I tak często się dokonuje. Ale niestety, jest także wiele sytuacji, gdzie dochodzi do osądzania, plotkowania i potępiania. Słowa zamiast dawać życie, przeobrażają się w narzędzia „zabójstwa”. 

Takie postępowanie jest najbardziej kłamliwe i niszczące w skutkach, gdy ktoś obgaduje człowieka, z którym przebywa przez dłuższy czas. Najczęściej chodzi o przypadki związane z pracą zawodową oraz z najbliższą rodziną. Z góry możemy powiedzieć, że dokonuje się wtedy grzech oczerniania. Dlaczego? Z dwóch zasadniczych powodów. 

Najpierw załóżmy, że opowiadane złe fakty są zgodne z obiektywną rzeczywistością. Ale to w żaden sposób nie znaczy, że nie dochodzi do krzywdzącego kłamstwa. Otóż trzeba sobie uświadomić, że przebywając z kimś, odbieramy całościowo daną osobę. To znaczy zarówno jej dobre, jak i złe cechy. Nawet jeżeli świadomie koncentrujemy się na negatywach, to i tak podświadomie odbieramy wiele pozytywów; choć stronniczość wiele z nich „wytłumia”. Nie zdając sobie sprawy, osobę, z którą przebywamy, słusznie odbieramy jako splot dobra i  zła.  Obrazowo mówiąc, gdy denerwuje nas czarny kolor swetra współmieszkańca, to podświadomie docierają do nas też kolory pozostałych części ubrania. Choć na to nie zwracamy uwagi, to i tak w głębi nas powstaje, zgodny z rzeczywistością, całościowy obraz drugiego, jako mającego krytykowaną czerń oraz akceptowane pozostałe kolory. 

Teraz warto dostrzec, co się dzieje, gdy do innego człowieka, nie przebywającego z obgadywanym, zaczynamy opowiadać o tej jego nieznośnej „czerni” . W podświadomości słuchacza powstaje obraz, który oparty jest jedynie na owym czarnym kolorze; z pozostałymi pozytywnymi kolorami nie ma bowiem bezpośredniego kontaktu. W konsekwencji, człowiek słuchający nieświadomie wyrabia sobie obraz obgadywanego, który w całości utożsamia się z czarnym kolorem. Obgadywany staje się dla niego synonimem czerni; choć w rzeczywistości ta czerń stanowi tylko część całości, gdzie są także inne barwy. Tak oto dochodzi do wstrętnego kłamstwa i oczernienia, nawet jeśliby konkretne fakty się zgadzały. Bolesny grzech kłamstwa; dosłowne oczernienie, zabijające człowieka i prawdę. 

Ale nie na tym koniec. Najczęściej dokonuje się także przekłamanie na poziomie samych faktów. Jeśli ktoś osądza, to jest to znak poważnej choroby duszy. Korzeniem tej choroby jest egoizm, który polega na stawianiu swego „ego-ja” w centrum świata. To egoistyczne „ja”  staje się punktem odniesienia w wartościowaniu drugiego człowieka. Gdy ktoś spełnia nasze egoistyczne oczekiwania, otrzymuje status „dobry”; gdy nie spełnia jest postrzegany jako „zły”. Jest to radykalnie błędne i fałszywe ocenianie. Prawidłowym punktem odniesienia jest bowiem Wola Boża, a nie „wola moja”. W tym świetle często okazuje się, że zachowania ocenione egoistycznie jako złe, tak naprawdę w oczach Bożych są dobre. Obgadujący jest więc kłamcą, który oczernia człowieka, z którym przebywa.  

              Dlatego warto wziąć sobie głęboko  do serca Jezusowe przykazanie: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie  wam odpuszczone” (Łk 6, 37). Postępując wedle wskazania Jezusa, nawet bez znajomości procesów  poznawczych, unikniemy bardzo smutnych konsekwencji niewłaściwego zachowania. Na Sądzie Ostatecznym nie będzie można tłumaczyć się, że z czegoś nie zdawaliśmy sobie sprawy. Słowo Jezusa jasno i klarownie ukazuje, co nas czeka w odpowiedzi na to, co teraz robimy…    

17 marca 2014 (Łk 6, 36-38)