„Ależ mi podniósł ciśnienie! Jak mogła mnie tak
potraktować? Co będzie dalej?”. Głęboka irytacja, niemożność skupienia się lub
paniczny strach. Bywają sytuacje, gdy emocje wielorakie pulsują w każdym
fragmencie ciała. Takie totalne rozdygotanie, w pełni słusznie, postrzegane
jest jako sprzeczne z Bożym pokojem serca. Podobnie, gdy człowiek cały trzęsie
się ze strachu jak galareta. To widoczny brak ufności pokładanej w
Opatrzność.
Nieraz dochodzi jednak do emocjonalnego
rozchwiania w „Bożym klimacie” spotkań modlitewnych. Wtedy zamiast
realnego Boga pojawia się jedynie emocja, błędnie interpretowana jako Boże
działanie. Oczywiście, różne spotkania modlitewne, prawidłowo prowadzone, są
wielkim źródłem łaski, ale trzeba uważać, aby zwłaszcza „świat
uzdrawiająco-uwalniających doznań” nie stał się ważniejszy od Stwórcy
świata.
W
tych życiowych zmaganiach chrześcijańska tradycja pustelnicza mocno akcentuje
bezcenne znaczenie pokoju serca. Jest to trwały stan, będący syntezą
naturalnego przygotowania i nadprzyrodzonego obdarowania przez Jezusa. Np. dla
pustelnika, pustelnia jest „narzędziem”, które pomaga sercu otworzyć się na
Chrystusowy dar pokoju. Zarazem otrzymany Boży pokój nie jest wytworzony
poprzez trud ascezy. Jezus tłumaczy: „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam.
Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się
nie lęka” (J 14, 27).
Słowa
te wyraziście pokazują, że nadprzyrodzony pokój Jezusa przewyższa wszelkie
światowe możliwości. Ludzkie metody zdobycia i zachowania pokoju nie wystarczą.
Byłoby jednak wielkim błędem rozumieć powyższą naukę Jezusa jako negację
ludzkich starań na rzecz pokoju. Taka „pobożna” interpretacja
prowadzi do katastrofalnych skutków. Jezus wskazuje jedynie na „światową
maleńkość” i niewystarczalność wobec potrzeb ludzkiego serca.
W
tym świetle warto wskazać na dwa ludzkie działania, które pomagają otworzyć
serce na Chrystusowy dar pokoju. Najpierw jest to szczere dążenie do tego, aby
z drugim człowiekiem żyć we wzajemnej zgodzie i jedności. Gdy ktoś nieustannie
chce z kimś walczyć, staje się wrogiem Bożego pokoju. Chrystus napełnia pokojem
jedynie serca tych ludzi, których dłonie są chętne do uściśnięcia drugiej
dłoni; a nie zaciśnięte w złowrogą pięść, nawet w imię najświętszych
racji.
Następnie
interesujący problem porusza myśl stoicka, która zwraca uwagę na sferę
emocjonalną. Niestety, stoicy błędnie uznają emocje jako złe same w sobie. Stąd
wzięło się mylne przekonanie wielu chrześcijan, że trzeba wykorzenić emocje,
aby uzyskać pokój serca. Żadną miarą! Stoicy mają jednak rację, gdy akcentują,
że emocje nie mogą być najważniejsze. Gdy tak jest, to nawet „krzyczenie w imię
Boże” nie jest głoszeniem pokoju, ale proklamacją wojny. Dlatego emocjonalne
wyciszenie jest bardzo ważne (szczególnie na drodze powołania
monastyczno-pustelniczego) .
Gdy emocje, prawidłowo, są tylko „środkiem”, a
nie „celem”, to wtedy mogą być bardzo pomocne w otwarciu człowieka na działanie
Bożej łaski. Wówczas modlitwa, pełna emocjonalnego zaangażowania, pomaga sercu
wypełnić się darem Chrystusowego pokoju. Na tej samej zasadzie, rozkosz,
święcie przeżywana w małżeńskim zjednoczeniu, staje się „piękną emocją”,
poprzez którą przychodzi Jezus ze słowami „Pokój wam”.
Tak
więc będąc odpowiednio przygotowanym, człowiek może przyjąć Chrystusowy pokój.
Jest to pokój, który wypełnia wnętrze człowieka. Ten nadprzyrodzony dar można
przyrównać do ciszy, jaka niezmiennie panuje w głębinach oceanu. Pokój, jaki
daje Jezus, wypełnia głębię serca i następnie przenika kolejne warstwy duszy i
ciała. W takim duchowym stanie, nawet największe niebezpieczeństwa, najbardziej
denerwujące zachowania i najokrutniej upokarzające słowa tracą moc swego
rażenia. Dzięki kojącej obecności Jezusa, nic nie jest w stanie wyprowadzić
człowieka ze stanu intelektualnej, wolitywnej, uczuciowej i emocjonalnej
równowagi. Jednocześnie Jezusowy pokój emanuje na zewnątrz
człowieka, który go posiada. Ta emanacja działa uzdrawiająco na wszystkich,
którzy z otwartym sercem wchodzą w zasięg Chrystusowego promieniowania.
20 maja 2014 (J 14, 27-31)