Moc wiary w problemach



„Wiara nie uwalnia od życiowych problemów i doświadczeń, ale pozwala je sensownie przezwyciężyć i rozwiązać”. Oto prawda, którą warto często powtarzać, aby jak najpełniej przeniknęła do głębin naszego sposobu myślenia i odczuwania. Niestety, istnieją dwie często spotykane postawy, które nie biorą pod uwagę tej bezcennej prawdy. Można mówić o dwóch pokusach, które uniemożliwiają czerpanie z życiowej mocy wiary.

Pierwsza polega na oczekiwaniu, że pójście za Jezusem spowoduje przeobrażenie życia w zasadniczo bezproblemowy świat. Takie błędne przekonanie staje się dla niektórych osób mocnym argumentem, aby podjąć budowanie codzienności w oparciu o Boże przykazania. Kłopoty w przeżywanych relacjach czy też pragnienie stworzenia kochającej się rodziny stają się silnym bodźcem, aby zacząć porządnie modlić się i podjąć różne kościelne zaangażowania. Motorem działań jest w tej pokusie wizja „cieplarnianej przyszłości” z Bogiem. Przypomina to człowieka, który zaczyna słusznie budować dom na skale, ale w niesłusznym przekonaniu, że skała „odpędzi” nawałnice i „przyciągnie” miły wiaterek i ciepłe słoneczko. Niestety wichury i burze jednak nadchodzą. Wtedy zawiedziony „adept wiary” ucieka z domu, rozczarowany i zdesperowany; przecież „nie tak miało być”. Rozdział pt. „wiara” zostaje definitywnie zamknięty. Tak kończy się przygoda z Jezusem osób, które sądziły, że wiara uwolni od życiowych problemów. Wielka szkoda, że „krzyż wiary” pomieszali z „czarodziejską różdżką”.   

Druga pokusa jest swoistym rodzajem duchowej schizofrenii. Oznacza to jednoczesne istnienie dwóch radykalnie odmiennych światów paralelnych. W jednym świecie jest wręcz przesyt pojęć religijnych i odniesień do wiary. Nieustannie z ust płynie „Panie, Panie”. Taki rozemocjonowany człowiek „lekko i zwiewnie” opowiada, jaki to Bóg jest wspaniały i cudowny. Trudność polega jednak na tym, że istnieje także drugi świat, radykalnie odmienny, który stanowi realne zachowania i decyzje „oranta”. Tym razem Boga nawet ze świecą trudno jest gdziekolwiek odnaleźć. Pomimo uniesień „Panie, Panie”, uczynki mają niewiele wspólnego z Ewangelią. Jezus pyta duchowych schizofreników: „Czemu to wzywacie Mnie: „Panie, Panie”, a nie czynicie tego, co mówię?” (por. Łk 6, 43-49). Taki człowiek przypomina budowniczego, który dom postawił na piasku. Gdy przyszły życiowe burze i nawałnice, wszystko się posypało. Nie było bowiem fundamentu w postaci realnie obecnego w sercu Boga. Tak! Słowo Boże nie jest w pierwszym rzędzie „materiałem do pięknych zachwytów i uniesień”, ale przede wszystkim budulcem do spokojnego i pokornego konstruowania rzeczywistego życia.  

Jezus zaprasza swoich prawdziwych uczniów do prezentowania postawy, która przypomina budowanie domu na skale. Taki uczeń „przychodzi do Mnie, słucha słów moich i wypełnia je”. Występuje tu wewnętrzna spójność i współprzenikanie pomiędzy wiarą i życiem. Znaczy to, że Słowo Boga jest prawdziwie fundamentem życia. Bóg  jest jak skała, która wiernie i niewzruszenie trwa. Dlatego na takiej skale można budować. Dom utwierdzony na skale ostanie się w każdych warunkach.

Wiara nie jest przymusem, lecz szansą, z której warto skorzystać. Ale to nie oznacza, że wiara chroni przed próbami i doświadczeniami.  Nie należy oczekiwać, że w nagrodę za wiarę otrzymamy życie bezproblemowe. Tych problemów może być jeszcze więcej! Ale wewnętrzna moc zdrowej wiary pozwala wszystko przezwyciężyć i znaleźć „sensowne rozwiązanie”. Dzięki Jezusowej Skale, nawet największe potoki cierpienia nie są w stanie zniszczyć życiowego domu, który na Bogu został zbudowany. Nawet w najbardziej piekielnych doświadczeniach wierzący ma Boską siłę, aby nie popaść w rozpacz i beznadzieję.  Wszelkie „samobójcze podszepty” rozpadają się w proch wobec ufnego „Panie”, które rozbrzmiewa w  duszy posłusznej Jezusowi . Wołanie prawdziwie wierzącego nie jest „powierzchownym pustosłowiem”. To pełen głębi głos, który dobiega z „centrum” realnego życia. Jezu, Słowo Boże, bądź Świętą Skałą mojej kruchej egzystencji… 

13 września 2014 ( Łk 6, 43-49)