Każdy człowiek pragnie być czysty i żyć w
czystości. Stąd bierze się spontaniczne dążenie do tego, aby zaistniałe brudy i
zanieczyszczenia usuwać. W tym miejscu, drogi pomiędzy ludźmi zaczynają się
radykalnie rozchodzić. Obierana metoda „oczyszczania” zależy od tego, jak
wygląda w człowieku relacja pomiędzy jego wnętrzem oraz Bogiem i światem
zewnętrznym.
W ten sposób dochodzimy do odkrycia, że zwykła
potrzeba kąpieli może nieraz wskazywać na zaistnienie moralnej nieczystości.
Dla świadomego umysłu będzie to jedynie zewnętrzny akt mycia ciała. W
rzeczywistości jednak kąpiel będzie symboliczną próbą obmycia się z tego, co
obiektywnie, w oczach Bożych, było grzechem. Pewna zabójczyni, po dokonaniu
morderstwa, ciągle myła swe ręce. Ręce były fizycznie czyste, ale ona wciąż
widziała krew. Obmywanie rąk było iluzoryczną próbą usunięcia wewnętrznej
„plamy krwi”. Na podobnej zasadzie, ludzie, którzy popełnili grzech cudzołóstwa
lub innej nieczystości, stwierdzają niejednokrotnie, że czują potem pragnienie
kąpieli. Nie jest to zwykła potrzeba umycia się. Otóż człowiek, który zgrzeszył,
lub mam poczucie popełnienia grzechu, poprzez kąpiel usiłuje podświadomie
oczyścić się z zaistniałego brudu. Jest to symboliczny akt, który poprzez
zewnętrzne działanie chce uzyskać skutki, które dotyczą wnętrza.
Podobna logika występuje w przypadkach, gdy
człowiek w stanie grzechu ciężkiego czuje nieustanną potrzebę sprzątania. Z
dużym prawdopodobieństwem jest to usiłowanie oczyszczania swej duszy poprzez
czyszczenie różnych przedmiotów. Obsesja zewnętrznej czystości, gdy brak żywej
relacji z Bogiem, najczęściej wskazuje na istnienie poważnych nieczystości we
wnętrzu. Wewnętrzny ucisk, doznawany na skutek grzechu i moralnego brudu,
człowiek usiłuje usunąć poprzez akt zewnętrznego czyszczenia. Oczywiście,
najczęściej „ofiara grzechu” nie zdaje sobie sprawy z istnienia takiego
mechanizmu. Głównym powodem współczesnego kultu środków czystości jest
brak powszechnej świadomości Bożego Miłosierdzia, które realnie obdarza darem
oczyszczenia. W konsekwencji, „człowiek kulturowy” usiłuje „czyścić” swą duszę
poprzez zewnętrzne „czyszczenie” ciała i przedmiotów. Warto zauważyć, że w
tradycji monastycznej nigdy nie odczuwano nadmiernej potrzeby „mycia ciała”.
Nie jest to współcześnie negacja higieny, ale efekt tego, że dusza jest
oczyszczana i potem nie ma już potrzeby fizycznego rekompensowania duchowych
braków.
Jeśli człowiek pozostaje jedynie na poziomie
„zewnętrznego obmywania” i nie bierze pod uwagę Boga, wtedy skazuje się na
trwanie w moralnym brudzie. Automatycznie łączą się z tym dwa zjawiska. Pierwsze
polega na nadmiernym odczuwaniu potrzeby zewnętrznego oczyszczania.
Wewnętrzny brud nie daje bowiem spokoju. Choć fizycznie nie ma go na ciele, to
jednak psychicznie ten brud jest odczuwany; podobnie jak krew na rękach u
wspomnianej zabójczyni. Z tym łączy się duchowy stan obłudy. Na mocy
swych obmyć „człowiek zewnętrzny” sądzi, że staje się czysty, podczas gdy
w rzeczywistości wciąż pozostaje moralne nieczysty. Jezus demaskuje ten obłudny
stan i do ludzi, którzy prezentują taką postawę, mówi: „dbacie o czystość
zewnętrznej strony (…), a wasze wnętrze pełne jest zdzierstwa i niegodziwości”
(por. Łk 11, 37-41). Zarazem Jezus wskazuje, że tylko poprzez duchowe akty
człowiek może sprawić, że „wszystko będzie dla was czyste”.
Dla chrześcijanina, tym który może oczyścić
duszę, jest tylko Jezus Miłosierny. Zarazem otrzymane Boże Miłosierdzie wymaga
własnych uczynków miłosiernych. W przypadku grzechu ciężkiego żadna kąpiel
duchowej nieczystości nie usunie. Brud może zostać obmyty tylko Krwią Chrystusa
w sakramencie pokuty. Gdy człowiek we wnętrzu pozostaje w żywej relacji z Bożym
Miłosierdziem, całe jego życie, w wymiarze wewnętrznym i zewnętrznym, jest
realnie oczyszczane. Wówczas mycie ciała lub sprzątanie są czynnościami, w
których rzeczywiście chodzi tylko o zachowanie higieny lub zewnętrznego
porządku. Dzięki czystości wnętrza, „zewnętrzne czyszczenie” jest realizowane z
należytą równowagą. Jezu, ufam Tobie!
14 października 2014 (Łk 11, 37-41)