Pokusa „bycia zbawicielem” dla siebie i dla kogoś. Oto „dyskretna ciągotka”, która nieustannie nam towarzyszy. Człowiek, będąc istotą stworzoną na obraz Boży, chciałby stać się jak Bóg Stworzyciel i Zbawiciel. Usiłowanie takie dokonuje się zasadniczo na dwóch drogach.
W pierwszym przypadku pojawia się kwestia „pędu
za pieniądzem”. Ciekawe, że niewielu ludzi poczuwa się do ulegania tego typu
słabości. Zarazem nie da się ukryć, że żyjemy w społeczeństwie
zmaterializowanym. Jak wytłumaczyć tę sprzeczność faktów i odczuć? Otóż można
przyjąć, że wielu ludzi, realnie zniewolonych pieniądzem, wypowiada się
szczerze, mówiąc, że pieniądze nie są dla nich najważniejsze. Na poziomie
świadomości, jako główny motyw swego działania postrzegają szczęście i bycie
wartościowym. Są to dobre, Boże pragnienia. Cały szkopuł polega jednak na tym,
że wielu ludzi dało sobie wtłoczyć w umysł fałszywe przekonanie, że poziom
szczęścia i wartości zależy od stanu materialnego posiadania. Funkcjonuje
bardzo prosty schemat: Chcesz „ być szczęśliwy”? Chcesz „być kimś?” Jeśli
tak, to musisz mieć dużo pieniędzy!
Jednocześnie mocno akcentowany jest fakt, że
„nic samo z nieba nie spada”. Mówiąc inaczej, niczym mantra powtarzana jest
prawda: Nie oczekuj na Zbawiciela. Jak sam sobie nie pomożesz, to nikt ci nie
pomoże. W ten sposób, w swej świadomości, człowiek romantycznie pragnie być
szczęśliwy i wartościowy, a praktycznie zachowuje się jak zaprogramowany robot,
który bezmyślnie wykonuje odgórnie wdrukowane w swój umysł programy. Taką
postawę samo-zbawienia, poprzez bezmyślne gromadzenie dóbr materialnych, Jezus
podsumowuje krótko i konkretnie: „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej
duszy od ciebie” (por. Łk 12, 13-21).
W drugim przypadku człowiek dostrzega istnienie
drugiego człowieka. Co więcej, podejmuje nawet aktywne zaangażowanie, które ma
na celu rozwiązać jego życiowe problemy. Niestety, choć tym razem w bardziej
wysublimowanej formie, znów daje o sobie znać błąd niewłaściwych środków na
drodze do uzyskania szczęścia i poczucia swej wartości. Tym razem chodzi
o to, że człowiek chce być swoistym zbawicielem dla drugiego człowieka. Pomoc
udzielana jest na zasadzie zmuszania innych do swych „zbawiennych rozwiązań”.
Bardzo ciekawe, że nawet sam Jezus, gdy pewien człowiek domagał się Jego
interwencji w rodzinnych kwestiach spadkowych, odpowiedział: „Człowieku, któż
Mnie ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami?”. Bycie radcą i rozjemcą może być
wielką pokusą. Nawet Jezus jako człowiek nie chce „zbawiać”, gdyż zbawianie jest
domeną boską. Tylko Bóg jest Zbawicielem.
Pogłębiając tę zbawczą prawdę, dochodzimy do
niezwykle ważnego odkrycia. Bóg wlał w serce człowieka różne pragnienia i tylko
On absolutnie jest w stanie je zaspokoić. Znaczy to, że autentyczne szczęście i
zdrowe poczucie wartości nie są funkcją stanu konta lub posiadanych zasług, ale
zależą od poziomu relacji z Bogiem. Im człowiek jest bardziej z Bogiem, tym
bardziej jest szczęśliwy; czuje się wtedy wartościowy, bez kompleksów, jako
umiłowane dziecko Boże.
Tak więc warto wciąż na nowo przypominać sobie,
że pieniądze są tylko środkiem i nie mogą podstępnie stać się celem
ostatecznym. Zarazem nie próbujmy wyręczać Boga w „misji zbawiania”. Osobiście
wciąż wbijam sobie to ostrzeżenie do głowy, gdy dzielę się rozwiązaniami, które
mogą być komuś w życiu pomocne. To są tylko me „słowa współprzeżywania”, które
z serca proponuję i dobrze, jeśli okażą się przydatne w samodzielnych
poszukiwaniach. Znaczy to, że można me skromne słowa np. wyrzucić na śmietnik,
gdy nie będą do niczego potrzebne. Takie rozumowanie to bardzo dobra „solidna
dyscyplina”, aby trzymać się w porządnych karbach i nie ulegać pokusie bycia
zbawicielem.
Jezu Chryste, Ty jesteś Bogiem i Człowiekiem.
Bądź uwielbiony jako nasz jedyny Pan i Zbawiciel, teraz i na Wieczność.
20 października 2014 (Łk 12, 13-21)