„Zajadanie” problemów i przeżywanych stresów.
Nieustanne rozmyślanie o „kulinarnych wytworach”. Szukanie w jedzeniu
rekompensaty za brak innych przyjemności. Tak! Bez jedzenia nie da się żyć,
rzecz to oczywista. Ale gdy pokarmów „ilościowo” i „jakościowo” jest za dużo,
wtedy ma miejsce „obżarstwo”, paraliżujące ciało i duszę. Jezus mówi bardzo
konkretnie: „Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek
obżarstwa (…)” (Łk 21, 34).
Nie jest to ostrzeżenie przed „abstrakcyjnymi
niebezpieczeństwami”. Sprawa konkretnie dotyczy pokusy fizycznego obżarstwa.
Jeśli za dużo jemy, następuje stan ociężałości. Dusza przypomina wtedy balon,
który nie może się wznieść, gdyż do gondoli ciała włożono „wielkie
pokarmowe ciężary”. Serce twardnieje, umysł tępieje.
Istnieje błędne „samousprawiedliwienie”
niektórych osób, że nadmiar jedzenia nie ma bezpośredniego związku z wiarą. Nic
bardziej mylnego. Nadmierne ilości pochłanianego jedzenia powodują
ociężałość na poziomie fizycznym, psychicznym i duchowym.
Na poziomie fizycznym nadmiar jedzenia generuje
niedomiar energii życiowych. Ospałość po obfitym posiłku jest tego
wyrazistym przykładem. Dzieje się tak, gdyż znaczne ilości pokarmu są marnowane
na strawienie „naddatku”. A jeśli ktoś raczy się „ciężkostrawnymi
smakołykami”, no to już naprawdę porządnie „katuje” swój organizm. Wielkim
błędem jest spożywanie posiłków na noc, gdyż organizm zamiast regenerować
siły, musi ciężko pracować i stąd poranne zmęczenie. Dodatkowo przy dużej
ilości jedzenia „dobrze dokarmiany” także chore komórki, które normalnie by
„z głodu” obumarły. To powoduje „wspieranie” wszelkich zapalnych i
toksycznych stanów w organizmie. W efekcie źle się czujemy. Tak więc nawet
„serce z ciała” musi „biedaczysko” porządnie namęczyć się, aby całą „objadającą
się maszynerię” mimo wszystko jakoś utrzymać przy życiu.
Następnie na poziomie psychicznym ujawnia się
kwestia rozbudzania pożądania. Człowiek odczuwa chęć jedzenia, choć organizm
fizycznie nie ma już takiej potrzeby. Jest to głód psychiczny. Im bardziej go
zaspokajamy jedzeniem, tym bardziej będzie narastał. „Apetyt rośnie w miarę
jedzenia”. Pochłaniane jedzenie nie eliminuje głodu, ale „piekielnie” go
wzmaga. Uruchamia się „mechanizm wilczego głodu”. Wtedy najlepiej lodówkę
zamknąć na kłódkę, aby nie doznała spustoszenia totalnego. Niestety,
efektem tego wszystkiego jest proces ubożenia psychiki w wymiarze emocji i
wyższych uczuć.
Wreszcie w sensie typowo duchowym największa
tragedia polega na pogłębianiu się ociężałości serca w relacji do Boga. Gdy
człowiek wypełnia się jedzeniem, wtedy już nie ma miejsca na Ducha Świętego.
Balon naszej duszy zamiast wznosić się do góry dzięki lotnej substancji Ducha
Świętego zostaje przygwożdżony do ziemi przez solidne „ciężary pokarmowe”.
Gondola ciała też bardzo cierpi, bo marzy o lekkości wznoszenia się ku niebu, a
jedzenie nakazuje: „Wegetuj przy ziemi”.
Tak więc warto pracować nad tym, aby
jeść tylko tyle, ile organizm potrzebuje. Pustelnicza tradycja pokazuje, że takie
podejście w pełni zdaje egzamin. Wówczas na poziomie fizjologicznym mała ilość
pokarmu wystarcza, gdyż energia nie jest marnowana na trawienie nadmiernych
ilości spożytego jedzenia. W wymiarze uczuć powstaje zjawisko coraz większej
wrażliwości i subtelności. Jednocześnie umysł zyskuje większą zdolność
chwytania jasnych, klarownych i przejrzystych myśli. Wreszcie na poziomie
duchowym człowiek pozwala unosić się mocy Ducha Świętego. Nasza dusza i ciało
szybują ku Niebu. Modlitwa przestaje być „obciążającym odważnikiem”, staje się
„odciążającą ulgą”.
Trzeba też pamiętać, aby nikogo nie osądzać w
oparciu o posiadaną przez niego tuszę. Po pierwsze dlatego, że nigdy nie mamy
prawa kogokolwiek osądzać. Po drugie zaś, nadmierna waga może być
spowodowana czynnikami chorobowymi (o charakterze fizjologicznym lub
psychofizycznym). Wtedy nie jest to słabość duchowa, ale tajemniczy Krzyż od
Boga, podobnie jak w przypadku innych chorób, zwłaszcza nieuleczalnych.
Panie, wspomagaj, abyśmy zawsze jedli
zgodnie z Twoją Wolą. Oby nasze serca nigdy nie były
ociężałe...
29 listopada 2014 (Łk 21, 34-36)