Wewnętrzne wyciszenie i świętość. Jest to jak
najbardziej możliwe. Wcześniej jednak trzeba prawidłowo rozegrać „bój z
myślami”. Myśli są w stanie wynieść człowieka pod niebiosa, ale też mogą
doprowadzić do skrajnego zdołowania.
Duchowo jednak nie to jest najgroźniejsze.
Najbardziej niebezpieczne jest ulegnięcie dwóm pokusom. Pierwsza z nich polega
na utożsamieniu „duchowych i pięknych myśli” z pozytywnym stanem serca.
Istotnym błędem jest tutaj to, że w oparciu o „dobrą myśl” wyciągany jest
automatycznie wniosek: „Jestem dobry”. Drugim błędem jest niepotrzebne
wpadanie w panikę, gdy do „drzwi umysłu” pukają „brzydkie myśli”. W niektórych
sercach pojawia się "z automatu" negatywna samoocena, gdyż zamiast
„duchowych uniesień” bardziej dają o sobie znać „pierwotne instynkty”. Błąd
myślenia polega tu na tym, że na podstawie zaistnienia „złej myśli” formułowana
jest od razu teza: „Jestem zły”.
W perspektywie Bożej wszystko może wyglądać
zupełnie inaczej. Przede wszystkim trzeba uświadomić sobie, że do oceny
moralnej nie jest istotne, jaka myśl się zjawia, ale co się z nią zrobi.
Następnie najważniejsze jest to, aby szczerze Bogu wszystko powierzać.
Trzymając się tego fundamentu, jesteśmy na drodze do dwóch zaskakujących
odkryć: negatywnego i pozytywnego.
W sensie negatywnym piękne myśli mogą niestety
być powodem poważnego upadku duchowego. Ma to miejsce wtedy, gdy „dobro i
piękno” prowadzą do wzrostu pychy. W Ewangelii znajdujemy wyrazistą ilustrację tego
procesu w powiązaniu ze świątynią jerozolimską (por. Łk 21, 5-11). Wielu
Żydów zachwycało się, że „jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami”.
Wtedy Jezus wypowiedział otrzeźwiające proroctwo i zarazem ostrzeżenie:
„Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na
kamieniu, który by nie był zwalony”.
Świątynia jerozolimska jest symbolem duszy
ludzkiej. Gdy mamy dobre i piękne myśli, bardzo uważajmy. Diabeł będzie
atakował pychą, aby doprowadzić do naszego upadku. Nieraz ktoś myśli, że
jest cudownym „Bożym mistykiem”, a tak naprawdę jest żenującym „bezbożnym
pyszałkiem”. Wiele duchowego zniszczenia powoduje chlubienie się swą
„czystą duchowością”, przy jednoczesnym lekceważeniu „brudnej
cielesności”. Taka logika stanowi grzeszne uderzenie w Jezusa, który
będąc Bogiem pokornie przyjął ludzkie ciało.
Drugie odkrycie, pozytywne, odnosi się do myśli,
które pierwotnie przeżywane są jako niewłaściwe lub upokarzające. Otóż jeśli
człowiek z całą szczerością przyznaje się do wszelkich swych pragnień, to już
wtedy zaczyna się duchowy wzrost. Jest to wyzwalająca prawda. Warto zauważyć,
że zwłaszcza u osób żyjących w celibacie brak przyznania się do myśli i
pragnień seksualnych często przyczynia się do poważnego wzrostu napięcia emocjonalnego
oraz wywołuje „złość i nerwy”. Zwyczajne uznanie faktu: „Mam myśl seksualną,
której nie mogę zrealizować”, byłoby czystym aktem duchowego wzrostu. Kto się
nie przyznaje, ten jest obłudnikiem i duchowo upada.
Następnie bardzo ważne jest to, aby te myśli
pokornie powierzyć Jezusowi. Dzięki takiemu zawierzeniu Jezus przenika
sobą nasze myśli i je uświęca. Myśli niemożliwe do czystego zrealizowania
znikają lub są sublimowane w jakieś dopuszczalne dobro. Jezus cieszy się
bardzo, gdy ufnie powierzamy Mu myśli związane z ciałem. Wszak sam przyjął
ciało i bardzo z tego powodu cierpiał. Diabły jako byty czysto duchowe
potraktowały wcielenie z wielką pogardą, szydząc: „Co to za Bóg, co zabrudził
się ciałem?”. Ta pogarda jeszcze bardziej pogłębiła duchowy upadek
pięknych aniołów, które stały się diabłami.
Niesamowite! Można być na początku „piękną
świątynią” duchowych myśli, a ostatecznie na skutek pychy nawet „kamień
na kamieniu” nie pozostanie. Zarazem można być pierwotnie „nędzną ruderką”
„brzydkich myśli” i ostatecznie stać się piękną Chrystusową
świątynią.
Bardzo ważna konkluzja! Nie jest istotne, jakie
myśli są na początku. Najważniejsze jest to, aby wszelkie zaistniałe myśli,
„piękne” i „brzydkie”, zawsze pokornie uznawać i powierzać Bogu. Wtedy Święty
Bóg będzie mógł nas uświęcać i wyciszać…
25 listopada 2014 (Łk 21, 5-11)