Boże spotkanie



Miała swoją rodzinę. Po kilku latach rozwiodła się i wstąpiła w nowy związek. Ta relacja też szybko uległa „wypaleniu”. Swymi przeżyciami dzieliła się z długoletnią znajomą. W tym przypadku sytuacja rodzinna wyglądała początkowo bardzo dobrze. Niestety, kolejne wizyty rozwódki zaczęły z czasem wprowadzać „zły klimat” do domu. Wcześniejsze normalne rozmowy z mężem zamieniły się stopniowo w nieustanne utarczki i coraz ostrzejsze kłótnie. Rozstanie z mężem zaczęło nęcić wieloma powabami. Zasłyszane „peany na cześć” rozwodu zaczęły „owocować”. Na szczęście, „indoktrynowana mężatka” dostrzegła, że znalazła się na skraju przepaści. Oświecona, wybrała dobro rodziny, odrzucając „diabelsko-podburzające teorie”. Ostatecznie, niebezpieczna rozwódka  utraciła prawo „przekraczania progu”. Dawny pokój na nowo wrócił do domu. A już niewiele brakowało, aby diabeł odhaczył kolejny sukces…

„Z kim przestajesz, takim się stajesz”. Tak! Trzeba bardzo uważać na to, z kim dużo rozmawiamy. Człowiek jako człowiek jest dobry. Ale poprzez wybór grzechu może niszczyć siebie i tych, których spotyka. Dlatego warto dokładnie przyjrzeć się, jakie wartości promują nasi znajomi i w jakim kierunku rozwijają się nasze relacje.   

Istnieją trzy przypadki, gdy system wczesnego ostrzegania powinien niezwłocznie zadziałać. Pierwszym niepokojącym sygnałem jest negacja Dekalogu. Często mechanizm działa następująco. Ktoś przykładowo lekceważy świętość  małżeństwa. Aby usprawiedliwić swe postępowanie, zachęca drugiego do takiego samego zła. Gdy słuchacz ulegnie, wtedy sumienie doznaje ulgi, bo „inni też tak  robią”.  Potem następuje wspólne uznanie środowiskowe, że np. rozwód jest „dobrym rozwiązaniem”. Lepiej szybko uciąć takie akty kuszenia. Osobiście, człowiekowi, który w trakcie rozmowy ze mną zacząłby mówić o zaletach rezygnacji z drogi pustelniczej, kazałbym natychmiast zmienić temat!

Następnie, człowiek demoralizujący może wprowadzać zło w obszar domu. Warto przyjrzeć się swemu stanowi po wyjściu z domu poszczególnych gości. Najczęściej wszystko jest w porządku. Ale bywa, że niektóre osoby pozostawiają za sobą swoistą „smugę zła”. Gdy nic nie pomaga, w ostateczności warto zastosować radykalne rozwiązanie, jak we wspomnianym przykładzie. Czyż nie jest lepiej zachować  zdrowy dom i szczęśliwą rodzinę, aniżeli dopuścić do zatrucia swego domu i do zniszczenia rodziny?

Wreszcie bliskie relacje dwóch "przyjacielskich osób", które  mają głęboki deficyt uczuciowy, mogą  nieraz nabrać charakteru erotycznego. Dotyczy to także przypadków dwóch osób jednej płci, które są normalnie heteroseksualne. Wówczas dwie kobiety (dwaj mężczyźni) zaczynają obdarzać się nadmierną czułością cielesną, z wydźwiękiem seksualnym. Jest  to szukanie w „bliskiej osobie” tego, co jest niezaspokojoną potrzebą uczuciową lub brakiem cielesnych doznań. Fakt, że jest to także kobieta lub mężczyzna, ma znaczenie drugorzędne. Wtedy, aby nie popełniać grzechu, fundamentalnie niezbędny jest odpowiedni „dystans bezpieczeństwa”.

W Ewangelii znajdujemy cenną informację o tym, że „Maryja pozostawała u Elżbiety około trzech miesięcy” (Łk 1, 46-56). Jak to spotkanie wyglądało? Przede wszystkim, Maryja przychodząc do Elżbiety wypowiada radosne: „Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu”. W ten sposób Elżbieta zostaje niejako napromieniowana Bożą obecnością. Jednocześnie Duch Święty obecny w Maryi emanuje z niej na cały dom Elżbiety. Dokonuje się swoiste uświęcenie przestrzeni odwiedzanego domu.

Maryja jest świetnym wzorem „Bożego gościa”. Taki gość  respektuje Dekalog. Zarazem po jego wyjściu mamy poczucie, że pomiędzy nami był „dobry duch”. W sercu gospodarza i w przestrzeni domu jest wtedy więcej dobra i pokoju. Warto jeszcze podkreślić, że Maryja i Elżbieta w trakcie spotkania były kobietami w pełni dojrzałymi. Były wypełnione pokornie  przyjętym Bożym błogosławieństwem. Gdy spotykające się osoby prawdziwie kochają Boga, wtedy ich słowa i gesty są przejawem czystej miłości. Ma miejsce wzajemna troska o to, aby wiernie podążać drogą Ewangelii, w logice Bożego Wcielenia.
 
22 grudnia 2014 (Łk 1, 46-56)