Dwa życiowe obszary. Oj… Dobrze dają się nam we
znaki. Z jednej strony własne słabości i upokarzające ograniczenia. Z drugiej
zaś osłabiające nas przykrości i krzywdy, doznane od innych ludzi. W sercu
rodzi się marzenie: „Jakże byłoby pięknie, gdyby tego wszystkiego nie było!”.
Ale czy jest to słuszne? A może te trudne doświadczenia są właśnie czymś
najlepszym, czego akurat teraz potrzebujemy?
Często zdarza się tak, że człowiek ma dokładnie
to, co dla niego w aktualnej sytuacji życiowej jest najbardziej właściwe. Nie
potrafi jednak tego dostrzec i dlatego jest nieszczęśliwy. Mówiąc obrazowo.
Ktoś, obiektywnie rzecz biorąc, potrzebuje niebieskiej czapeczki i taką
czapeczkę właśnie ma. Na podstawie swych „powierzchownych kalkulacji” uznaje
jednak, że pełnia szczęścia będzie możliwa tylko w przypadku posiadania
zielonej czapeczki, o której zaczyna marzyć. Duchowe odkrycie polega na tym,
aby wewnętrznie dostrzec optymalną wartość posiadanej obecnie niebieskiej
czapeczki. Zielona wcale nie jest teraz do szczęścia potrzebna, a nawet mogłaby
bardzo zaszkodzić lub być wielkim zawodem. Kwintesencją wewnętrznego oświecenia
jest mocne przekonanie, że to właśnie niebieska czapeczka jest tą, która
„tu i teraz” najlepiej pasuje i jest do szczęścia najbardziej pomocna.
Tak! Wielka ewangeliczna prawda! To, co „po
ludzku” jest „uśmiercającym krzyżem”, „po Bożemu” może być „życiodajną łaską i
jutrzenką Zmartwychwstania”. Własne ograniczenia lub doznane od kogoś krzywdy
są ludzką słabością, która daje możliwość realnego działania mocy Bożej.
Ewangelia mówi o Jezusie: „głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie
choroby i wszystkie słabości” (Mt, 9, 35). Powiedzmy szczerze: bez trudów łatwo
„obrastamy w piórka”. Jeśli nie mamy zaliczonego kanonu bolesnych doświadczeń,
z dużym prawdopodobieństwem budujemy na sobie, trwając w potężnej iluzji
opierania się na mocy Bożej. W rzeczywistości fundamentem jest nasza własna
moc, ewentualnie ładnie przystrojona „religijnymi wianuszkami”. Dopiero wtedy,
gdy do głębi poczujemy swą słabość i uznamy swą grzeszność, otwiera się
przed nami szansa realnego przyjęcia Jezusa, który swą Boską Mocą
wyprowadza nas z ludzkiej niemocy.
W tej perspektywie ukazują się dwa niezwykłe
dary, aby na serio przyjąć Jezusa jako Zbawiciela. Otóż dostrzeżone i uznane
słabości, to wielka ochrona przed śmiertelną pychą, która zamyka nas na Miłość
Boga. Dlatego dziękujmy Bogu za dar swych ograniczeń. Te słabości,
pokornie i cierpliwie powierzane Jezusowi, to bezcenna pomoc, aby w swej nędzy
przyjmować uświęcające łaski w drodze do Nieba. W relacji do innych, w miejsce
pyszno-głupawego mędrkowania pojawia się wtedy pokorne współczucie i serdeczne
przytulenie osoby, która z czymś nie daje sobie rady.
Z kolei w przypadku doznanej od kogoś krzywdy,
to jeszcze większa łaska (tzn. lepiej, żeby zła nie było, ale jeśli już
nastąpiło, to przeżywanie go z Bogiem stanie się jeszcze większą łaską niż
uprzednie zło). Bez tej krzywdy często byśmy nie pamiętali o Bogu , nie mówiąc
już o gorliwym wołaniu do Jezusa Miłosiernego. Trzeba pamiętać o wielkim fakcie
Miłosierdzia. Na czym polega? Otóż jeśli ktoś naprawdę nas skrzywdził, to
przecież Bóg doskonale to widzi. Boże Serce krwawi i nie może znieść naszego
bólu. Dlatego Jezus Miłosierny pragnie uzdrawiać nasze skrzywdzone serca
i po wielokroć wynagradza nam swą łaską doznane zło. Można powiedzieć, im
bardziej zostaniemy skrzywdzeni, tym większe „miłosierne błogosławieństwo” od
Boga otrzymujemy. Ale Bóg na siłę nie „wpycha” nam swego pocieszenia. Dlatego
nigdy nie kontemplujmy swej krzywdy, ale zawsze biegnijmy do Boga i jak
najszerzej otwierajmy całą swą duszę i ciało na dar Miłosiernego Pocieszenia. Nasze
serce doświadczy Bożej Mocy i być może ze wzruszeniem zaśpiewa: „O
błogosławiona wina”. Blask królestwa Bożego!
Niech św. Mikołaj obdaruje dzisiaj Każdą i
Każdego z nas „mikołajkową radością” z posiadanej czapeczki, w kolorze idealnie
dopasowanym do naszej aktualnej sytuacji „tu i teraz”.
6 grudnia 2014 (Mt 9, 35 – 10, 1. 5-8)
!