Poznaj samego siebie… Co też w Tobie się ukrywa?
W tej podróży do wnętrza warto zwrócić uwagę na cenne drogowskazy… Człowiek,
który ma dobre serce, w każdej sytuacji potrafi „coś zrobić”, aby obdarzyć
miłością i konkretnie pomóc. Człowiek, który ma zatwardziałe serce, zawsze
znajdzie pretekst, aby oskarżyć i nie pomóc. Zarazem cały duchowy paradoks
polega na tym, że człowiek o dobrym sercu wiele łez przelewa, opłakując
zatwardziałość swego wnętrza. Z kolei człowiek o sercu zatwardziałym jest
zawsze dufnie przekonany o słuszności i dobroci swego postępowania.
Bóg może zamieszkiwać jedynie w sercu miłującym.
Dlatego kto chce mieć Boga w sercu, ten musi nieustannie badać stan swego
duchowego zdrowia. Bardzo ważna jest metodologia poznawania prawdy o sobie.
Kardynalnym błędem jest tkwienie w więzieniu dobrego mniemania na swój temat.
To prosta droga do krainy „wielkich iluzji”, w których „ciemne i toksyczne
doły” nazywane są „jasnymi i ekologicznymi wzgórzami”. Skuteczną metodą
poznawczą jest szczera do bólu analiza swego reagowania wobec spotkanych ludzi.
Drugi człowiek jest lustrem, w którym możemy się bardzo dobrze przejrzeć. Kto
pragnie autentycznie kochać Boga i człowieka, ten odważnie podda swe wnętrze
smaganiu biczem Miłującej Prawdy.
Na tej drodze warto zwrócić uwagę na epizod, w
którym Jezus uzdrawia człowieka z uschłą ręką (por. Mk 3, 1-6). Jesteśmy
świadkami dwóch całkiem odmiennych postaw: faryzeuszów i Jezusa. Faryzeusze nie
widzą chorego człowieka w potrzebie. Przekonani o swej „czystej pobożności”
prezentują się jako stróżowie Bożego szabatu. W aspekcie zdrowia opierają się
na wykładni, że w dniu szabatu dozwolone jest co najwyżej branie leków w
sytuacji zagrożenia życia. W każdym innym przypadku leczenie i zabiegi medyczne
są ich zadaniem niedopuszczalne. Człowiekowi z uschłą ręką nie groziła nagła
śmierć; dlatego uzdrowienie chorego przez Jezusa zostało potraktowane jako
karygodne złamanie szabatu. Ale tak naprawdę, ta domniemana troska o czystość
świętowania była jedynie pretekstem, aby Jezusa oskarżyć. Świadczą o tym słowa:
„A śledzili Go, czy uzdrowi go w szabat, żeby Go oskarżyć”. Gdy Jezus
uzdrowił chorego, faryzeusze tak naprawdę ucieszyli się, gdyż zyskali pretekst,
aby Jezusa zgładzić. W tym celu byli gotowi nawet współpracować ze zwolennikami
Heroda, dla których religia była na marginesie zainteresowań. Jezus widząc to
wszystko, był „zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca”. Faryzeusze są
przykładem ludzi, którzy trwają w iluzji bycia dobrym, podczas gdy w
rzeczywistości mają zatwardziałe serca.
Jezus prezentuje całkowicie odmienną postawę. Na
Jego przykładzie możemy zobaczyć, czym charakteryzuje się „miłujące serce”.
Otóż takie serce też wypatruje ludzi, ale tym razem celem jest „miłujące
wypatrzenie”, aby obdarzyć dobrem. Owocem takiego poszukiwania jest
dostrzeżenie, pocieszenie i wsparcie człowieka. Jednocześnie występuje odmienna
od faryzejskiej interpretacja świąt. Święta mają na celu pomóc człowiekowi w
zjednoczeniu z Bogiem. Chodzi o czas, który będzie służył zdrowiu fizycznemu i
duchowemu. Jeśli coś przeszkadza w spotkaniu z Bogiem, to w miarę możliwości
należy te przeszkody usunąć. Bogu zależy na dobru każdego człowieka.
W tej perspektywie było czymś naturalnym, że
Jezus uzdrowił w szabat chorego człowieka. Zarazem w sensie duchowym Jezus nie
złamał szabatu, ale wskazał na potrzebę powrotu do źródeł rozumienia jego
sensu. W swych najgłębszych założeniach święta zostały ustanowione po to, aby
pomagać człowiekowi w relacji z Bogiem, a nie szkodzić i
utrudniać życie. Stąd retoryczne pytanie Mistrza: „Co wolno w szabat: uczynić
coś dobrego czy coś złego? Życie ocalić czy zabić?”. Takie rozumienie świąt i w
ogóle całokształtu życia pozwala sercu człowieka wzrastać w postawie miłości.
Miłujące serce jest wrażliwe na ludzką biedę i potrafi współczuć w cierpieniu.
Człowiek jest drogą do Boga…
21 stycznia 2015 (Mk 3, 1-6)