Uczucia i miłość


Miłosne wyznania, pełne entuzjazmu. Piękne słowa, ukazujące przyszłość w najpiękniejszych kolorach. Wspaniałe marzenia przed snem i fascynujące poranki od pierwszej chwili po przebudzeniu.  Przekonanie, że rozpoczęła się cudowna historia, która już nigdy się nie skończy. I tak rzeczywiście nieraz bywa… Emocjonalny poryw początku delikatnie zamienia się w trwałą miłość, która ogarnia dusze i ciała kochających się osób. Zwyczajne dni stają się przedsmakiem Wiecznego zespolenia, którego nic i nikt nie jest w stanie rozerwać. Tak się dzieje, gdy ma miejsce realna, autentyczna Miłość.

Niestety, niejednokrotnie początkowa euforia miłości jest tylko nietrwałą iluzją, która pryska jak bańka mydlana. Towarzyszy temu w miarę spokojne: „Uczucie wygasło”, ale bywają też reakcje pełne złości. Uczucie miłości przeobraża się w uczucie nienawiści. Obiekt wcześniejszych miłosnych westchnień staje się życiowym wrogiem numer jeden. Chwile przyjemności zamieniają się w akty agresji. Także w odniesieniu do Boga bywa, że pierwotny zachwyt religijny przeobraża się w indyferencję lub wręcz w walkę z Bożym porządkiem świata. Skąd ta zmiana?

Zasadniczo problem wiąże się z utożsamieniem miłości z zestawem pięknych przeżyć i emocji. „Odczuwam, więc jest”.  Ale to jest wielki błąd. Przeżycie: „Czuję miłość” nie utożsamia się z faktem: „Istnieje miłość”. Jeśli relacja budowana jest na uczuciu miłości, wtedy skazana jest na stopniowy zanik. Podobnie jak ognisko. Na początku piękny błysk, a na końcu popiół i resztki niedopalonych drewien. Uczucie, sprzężone z reakcjami biochemicznymi, naturalnie wygasa, wypala się. Jest bowiem czymś materialnym. A wszelka energia materialna wyczerpuje się, gdy z niej korzystamy.

Nie znaczy to, że uczucia są złe. To piękny i potrzebny dar Boży. Ale trzeba dobrze odczytać ich sens. Otóż uczucia nie są fundamentem miłości. Ich rola polega na tym, aby wspomóc inicjację relacji i potem intensyfikować jej duchowy rozwój. Czyli dobrze, gdy od uczuć zaczynamy, ale źle, gdy na poziomie uczuć pozostajemy.

Co w takim razie robić? Co sprawia, że niektóre osoby trwają we wzrastającej nieustanie miłości wobec siebie i wobec Boga? Odpowiedź daje Jezus Chrystus:  „Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości” (por. J 15, 9-11). Te słowa pokazują jasno: fundamentem trwałej miłości  nie są uczucia, ale przykazania Jezusa, zapisane w Ewangelii. Jeśli będziemy żyć zgodnie z Bożymi przykazaniami, wtedy miłość będzie się sukcesywnie utrwalać. Uczucia będą wspomagać, aby podejmować przykazania z zapałem, a nie tylko na zasadzie zniewalającego obowiązku.

Najważniejsze jest to, że otrzymujemy wówczas Ducha Świętego, który obdarza trzema bezcennymi darami. Przede wszystkim miłość  staje się wtedy trwałym i coraz głębszym „byciem w jedności”. Ewentualne "spięcia" nie zagrażają istnieniu relacji, będąc jedynie trudnościami o przejściowym charakterze. Następnie ma miejsce nadprzyrodzone wzajemne zrozumienie. Dwie osoby otrzymują od Boga niejako „po pół tej samej czekolady”. Czekolada symbolizuje tu zestaw specyficznych myśli i rozumień. Dzięki temu w dwóch ustach i sercach jest ta sama słodycz zrozumienia. Nawet gdy jest jakaś super skomplikowana kwestia, czasami kilka słów wystarczy, aby wszystko przekazać i być właściwie zrozumianym. Zauważmy, że bez Bożej łaski nieraz nawet w drobnej rzeczy dwie osoby nie są w stanie się dogadać.

Wreszcie trzecim darem Ducha Świętego jest  „pełna radość”.  Otrzymują ją ci, którzy żyją miłością w posłuszeństwie Bożym przykazaniom. Radosny stan ma charakter trwały; nie jest tylko ulotną rozkoszą. Zarazem Boża radość umożliwia intensywne chwile rozkoszy o charakterze mistycznym, estetycznym lub seksualnym. Duch Święty sprawia, że nie są to ulotne chwile iluzji, ale piękne iskry będące zapowiedzią Wiecznego Płomienia Szczęścia… 

7 maja 2015 (J 15, 9-11)