Cierpienie… Po Jezusie Chrystusie, Maryja
przeżywała największy bezmiar cierpienia. Nie była męczennicą, której ciało
skatowano i fizycznie pozbawiono życia. Stała się jednak męczennicą
serca. Stojąc pod krzyżem, doświadczała spełnienia się przepowiedni
starca Symeona, że miecz boleści przeniknie jej serce.
Tak oto odsłania się wielka tajemnica współcierpienia i miłosiernego
współodczuwania. Maryjny ból wyraża się w fizycznej niemożności zrobienia czegokolwiek
dla uratowania życia swego Syna. Ale nie jest to absolutna niemoc. Z oceanu
cierpienia wyłania się bowiem potężna góra Nadziei, która polega na duchowym
współprzeżywaniu. Jeszcze większy ból spowodowany jest faktem, że Boża Wola
jest wręcz namacalnie deptana. Bóg Ojciec dopuścił śmierć swego Syna, ale jej
nie pragnął. Tę okrutną decyzję zrealizowali ludzie, zaślepieni egoistycznymi
interesami i błędnymi przekonaniami religijnymi.
W takiej tragicznej sytuacji Maryja nie traci
sił na bezowocny krzyk. Nie jest żądna zemsty, która zniszczyłaby oprawców. W
cichości i pokorze serca godzi się na zaistniały dopust Boży. Jej serce wchodzi
w stan duchowego zespolenia z sercem Boga. Jest to współcierpienie do granic
ludzkich możliwości. Maryja wyraziście pokazuje, na czym polega rzeczywiste
bycie uczniem Jezusa Chrystusa.
Każdego dnia kieruję do Boga pustelnicze
modlitwy za wstawiennictwem Maryi. Pragnę w ten sposób wpisać się w czcigodną
tradycję. Przez wieki pustelnicy odnajdywali w Maryi niepowtarzalną latarnię w
żeglowaniu po ciemnych morzach doczesnego życia. Kiedyś spotykałem się z
reakcją pełną zaskoczenia, że aktualnie jako pustelnik odseparowuję się od
ludzi. Wcześniej podejmowałem wiele zaangażowań duszpasterskich. Co sprawiło,
że odszedłem ze świata w samotne odosobnienie? Postawa Maryi jest najlepszą
odpowiedzią. Spójrzmy. Pod krzyżem, Maryja nie przeprowadza żadnej
wpływowej zewnętrznej akcji. Uderzający jest brak działania, które dawałoby
doraźne skutki, np. w postaci uniemożliwienia wykonania egzekucji. Zewnętrznie
Maryja sprawia wręcz wrażenie osoby niezaangażowanej. Wiele innych matek w
podobnej sytuacji zapewne by krzyczało i podejmowało próby uwolnienia syna i
ochrony przed oprawcami. Maryja nic takiego nie robi. Dla człowieka, który
zatrzymuje się jedynie na poziomie zewnętrznych reakcji i pozorów, Maryja
sprawia wrażenie osoby bezczynnej.
Gdy jednak spojrzymy głębiej, odsłoni się
zupełnie inna rzeczywistość. Pozorny brak działania tak naprawdę jest wielką
„działalnością serca”. Cała energia zostaje skoncentrowana na miłosnym
współprzeżywaniu. Zamiast iluzorycznego rozproszenia, dokonuje się realna
koncentracja energii duchowej, aby być „sercem przy Sercu”. W ten sposób
otwiera się potężny kanał, poprzez który może płynąć nadprzyrodzona Boża
Energia Miłości. Miłosne trwanie Maryi sprawiło, że na całą ludzkość spłynął
ogrom łask. Poprzez pozorne oddalenie i nieaktywność, mocą Boga, zaistniała
wielka bliskość i aktywne wspieranie każdego ludzkiego serca.
Taka postawa Maryi jest wzorcem i umocnieniem
dla każdego pustelnika. Życie pustelnicze jest pozorną bezczynnością i
oddaleniem. W rzeczywistości wiele trwałych i owocnych procesów w historii
Kościoła i ludzkości miało swe początki w pustelniach. Pustelnik odchodzi od
ludzi, aby być bliżej z Bogiem i w Bogu wchodzi w głębszą więź z ludźmi.
Pogłębiony poziom duchowej jedności nie jest możliwy jedynie przy pomocy
ludzkich i społecznych procesów. Potrzebna jest droga, którą podjęła Maryja.
Daje ona świadectwo wzorcowej postawy pustelniczej. Maryja, stojąc pod krzyżem,
ukazuje się jako Królowa Pustelników. Wszystkie zakony pustelnicze i pustelnicy
kładą wieki akcent na pierwszoplanową obecność Maryi i na całkowite zawierzenie
jej podejmowanego życia pustelniczego. Maryja ukazuje najlepszą drogę najbardziej
realnej przemiany świata wedle Woli Bożej. Ten „kierunek samotnego cierpienia”
nie jest oczywiście propozycją tylko dla pustelników. To zaproszenie dla
każdego ucznia Chrystusa, który poprzez pustynię cierpienia i solidarnego
współcierpienia pragnie zanurzać świat w promieniach wiecznej Miłości
Boga.
18 lipca 2015 (Mt 12, 14-21)