Rozkosz i miłość


Serce człowieka jest tak stworzone, aby miało w sobie płomień miłości. Aby ten płomień płonął, potrzebny jest materiał, który będzie spalany. Istnieją różne rzeczy i stany doczesne, które można przyrównać do wielorakich stosików drewna. Gdy korzystamy z tych drewien, płomień rzeczywiście zaczyna płonąć. Potem jednak drewno stopniowo się wypala i na końcu pozostaje jedynie martwy popiół. Człowiek oczekiwał początkowo wiecznego pięknego płomienia, a pozostała jedynie pustka. W tej sytuacji rozpoczynają się poszukiwania kolejnego stosiku drewna. Cykl powtarza się od nowa. Tak można spędzić całe życie…

 W tym świecie jest tylko jeden „święty materiał”,  który nigdy nie spłonie. A cóż to takiego? To Eucharystia. Tym razem rozwój wydarzeń przebiega radykalnie odmiennie. Gdy płomień serca zaczyna „karmić się” Eucharystią, wtedy następuje jego stopniowy wzrost. Eucharystia jest nieskończonym Bogiem. Tak więc płomień nigdy nie zamieni się w popiół, lecz będzie nieustannie wzrastał i stawał się gorętszy. Szczególnym momentem będzie śmierć. Wtedy nastąpi całkowite zanurzenie się płomienia naszego serca w Nieskończonym Bożym Płomieniu, który objawi się w pełni swego blasku bez żadnej zasłony. Od tej chwili w naszym sercu będzie na zawsze nieskończona rozkosz miłości. W tym Miłosnym Płomieniu będą zjednoczone wszystkie ludzkie płomienie. Będzie to absolutna rozkosz zjednoczenia w Bogu wszystkich prawdziwie kochających się serc. 

W tym kontekście warto doprecyzować nieco kwestię rozkoszy. Otóż rozkosz sama w sobie jest stanem stworzonym przez Boga, co znaczy, że w swej naturze jest dobra. Jeśli ktoś neguje dobroć rozkoszy, to pośrednio stwierdza, że Bóg stworzył coś złego. Nie jest to postawa chrześcijańska. To tak, jakby mówić, że płomień ognia jest zły. Płomień jest zawsze dobry. Ale jest faktem, że może spalać niewłaściwy materiał lub zaistnieć dzięki niewłaściwemu materiałowi. W tym sensie przedmiot rozkoszy może być zły. Taka sytuacja ma miejsce, gdy „materiałem” do płomienia jest coś niezgodnego z Dekalogiem. Wtedy rozkosz prowadzi do złych skutków. Wówczas jednak winowajcą nie jest rozkosz, ale jej niewłaściwy przedmiot. Tak więc przedmiotem rozkoszy może być dobro bez odniesienia do Boga, ewentualnie Bóg lub dobro stworzone zgodne z wolą Bożą. W pierwszym przypadku rozkosz ma charakter negatywny, zaś w drugim pozytywny. Doznawanie rozkoszy jest dobre moralnie, gdy pośrednio lub bezpośrednio prowadzi do Boga. Gdy rozkosz jest przyczyną oddalania się od Boga, jest moralnie zła.

Można wyróżnić trzy charakterystyczne podejścia do rozkoszy (czy też szerzej do przyjemności). Pierwszym przypadkiem jest hedonizm, gdzie celem działania jest uniknięcie cierpienia i uzyskanie maksimum przyjemności. Wszystko jest podporządkowane temu doznaniu. Nawet człowiek staje się tylko środkiem do sprawienia sobie przyjemności. W drugim przypadku są to ujęcia zgodne z nauką chrześcijańską. Trzeba tu wskazać na dwie sytuacje. W pierwszej, źródłem rozkoszy jest zasadniczo przyjemność, która służy miłości i dobru osoby ludzkiej. Jest to doznanie, które ostatecznie prowadzi do Boga. Rozkosz staje się niejako wcieleniem Bożej obecności. Druga sytuacja ma miejsce rzadziej. Tym razem źródłem rozkoszy jest duchowy akt, który polega na tym, ze cierpienie jest dobrowolnie przyjęte i ofiarowane Bogu. Jest to rezygnacja z przyjemności lub akceptacja bólu , który już zaistniał. Doznawany brak jest przeżywany jako radosna ofiara z miłości. Trzecim przypadkiem jest manicheizm. Pojawia się tu świadome dążenie do bólu. Rozkosz czerpana jest z faktu doznawania bólu. Cierpienie przeżywane jest tu świadomie jako cel sam w sobie. Rozkosz nie płynie tu z faktu składania ofiary miłości, ale jest konsekwencją egoizmu i autodestrukcji.

Panie Jezu spraw, aby coraz pełniej płonął we mnie płomień Bożej Miłości… Niech ten płomień daje coraz więcej Bożej rozkoszy… 

16 lipca 2015 (Mt 11, 28-30)