Kochać nieprzyjaciół… To najważniejsza zasada,
aby prowadzić sensowne życie. W ten sposób postępuje sam Bóg, który jest
miłosierny zarówno dla dobrych, jak i dla złych. Czyż jesteśmy w stanie
wymyślić coś lepszego? Taki styl życia jest propozycją Jezusa dla wszystkich,
którzy w każdej sytuacji pragną zachować wewnętrzny pokój, trzeźwość umysłu,
równowagę emocjonalną i trwać na drodze do Nieba.
Fakt, podjęcie tej zasady przekracza naturalne
ludzkie możliwości. Jeśli jednak z wiarą zdecydujemy się „iść na całego”
w miłości, będziemy codziennie otrzymywać niezbędną „porcję łask
nadprzyrodzonych”. Jest to konkretna energia duchowa, której Bóg nam udziela.
Mówiąc obrazowo, jesteśmy jak żarówka, która z chwilą dopływu prądu zaczyna
świecić dzięki uzyskiwanej energii. Jezus nie zachęca do czegoś, co jest
niewykonalne. Kto jest na serio zdecydowany „kochać nieprzyjaciół”, może być
absolutnie pewien, że będzie obdarowywany potrzebnymi darami Ducha Świętego.
Gotowość na „heroizm dobra” i otwarcie się na
Ducha Świętego sprawiają, że jeszcze przed zaistnieniem trudnych zdarzeń nasze
patrzenie na ludzi ulega istotnej reorientacji. Otóż jesteśmy uwalniani od
pokusy nazywania nieprzyjaciółmi tych, którzy w żaden sposób na taki osąd nie
zasługują. Gdy człowiek jest skoncentrowany na sobie, wówczas bardzo łatwo
każdego, kto nie spełnia egoistycznych oczekiwań traktuje jako nieprzyjaciela.
Podobnie gdy nie dostrzegamy u siebie własnych win, wtedy bez trudu znajdujemy
je u innych ludzi, automatycznie przypinając im różne „nieprzyjacielskie
łatki”. Z kolei myślenie w rodzaju „tylko ja mam rację” jest u podstaw wizji
świata, w której „myślący podobnie” są „przyjaciółmi”, zaś wszyscy inni
funkcjonują jako „wrogowie”. Nie ma tu miejsca na „przyjaciół myślących
inaczej”.
Dzięki działaniu Ducha Świętego, w odpowiedzi na
szczerą wolę kochania, otrzymujemy dar właściwego rozpoznania, kto jest naszym
przyjacielem, a kto nieprzyjacielem. Nie ma tu więc żadnego bujania w
obłokach, ale jest trzeźwy realizm. To rozeznanie jest ogromnie ważne. Jedna ze
strategii szatańskich polega bowiem na tym, aby przyjaciela ukazać jako wroga,
zaś wroga dyskretnie ukryć lub nawet zaprezentować w „przyjacielskiej todze”.
Gdy pokusa zadziała, wtedy człowiek wykrwawi się w bratobójczej walce z
początkowym przyjacielem, a potem zostanie pogrążony przez rzeczywistego
nieprzyjaciela.
Miłość nieprzyjaciół nie oznacza jakiejś
„nadmiernej i specyficznej miłości”. Istnieje swoista „paradoksalna pokusa”.
Otóż polega ona na tym, że ktoś tak bardzo angażuje się w „tolerancyjną miłość
wroga”, że zapomina o miłowaniu swych najbliższych i przyjaciół. Otóż
przesłanie Jezusa jest takie, aby na wzór Boga i mocą Bożej łaski po prostu
kochać wszystkich ludzi. A skoro wszystkich, to znaczy zarówno przyjaciół, jak
i nieprzyjaciół; zgodnie ze specyfiką relacji.
A jak konkretnie wdrażać w życie miłość w przypadku nieprzyjaciół? Jezus daje
super-treściwą odpowiedź: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym,
którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się
za tych, którzy was oczerniają” (Łk 6, 27-38). Tak więc na plan pierwszy
wysuwają się trzy „zachowania zwrotne” wobec zła: dobrze czynić, błogosławić i
modlić się. Oto najlepsza odpowiedź, jeśli doświadczamy ze strony drugiego
człowieka zła, nienawiści, oczernień i przekleństw. Taka postawa chroni nas
przed wpadnięciem w „trąbę powietrzną” złowrogiej walki. Nawet przy wielkim
zewnętrznym ataku możemy zachować wewnętrzny pokój. Zarazem dla własnego dobra
unikniemy rozsierdzenia się nieprzyjacielskiej mocy, która gdy odpowiemy złem,
najprawdopodobniej wpadnie w jeszcze większą złość. W efekcie doznamy dodatkowo
niepotrzebnych szkód. Zarazem nie należy stosować „ostentacyjnego dobra”, gdyż
to zostanie odczytane jako prowokacja i też może wywołać intensyfikację
nieprzyjacielskiego ataku. Z reguły optymalną odpowiedzią jest wzbudzenie
dobrej intencji w sercu, cicha modlitwa, dyskretne błogosławieństwo ze znakiem
krzyża i ewentualnie dalsze dobre działania.
Panie Jezu, udzielaj nam obficie Ducha Świętego, abyśmy potrafili kochać
wszystkich, zarówno przyjaciół, jak i nieprzyjaciół…
10 września (Łk 6, 27-38)