Krzyż… Najbardziej wyrazisty znak Nadziei, która
przezwycięża wszelką beznadzieję… Dlatego warto postrzegać i przeżywać swoje
życie jako swoiste wzgórze Golgoty, na szczycie którego umieszczony jest
Chrystusowy Krzyż...
W codziennym funkcjonowaniu podstawowe
znaczenie ma posiadany obraz rzeczywistości. Jeśli jest on właściwy, wtedy
uzyskujemy wielką pomoc, aby dzielnie i cierpliwie dźwigać życiowe ciężary. Gdy
opieramy się na błędnej koncepcji, wtedy bardzo łatwo możemy polec pod
nadmiarem obciążeń i uczynić wiele nierozsądnych rzeczy na skutek
niecierpliwości.
Dzisiejsze święto Podwyższenia Krzyża Świętego
jest doskonałą okazją, aby po raz pierwszy lub z nową mocą po raz kolejny
umieścić Krzyż w najwyższym punkcie swojego życia. Dobrze na modlitwie zamknąć
oczy, w wyobraźni ujrzeć „wzgórze” swych trudów i cierpień, a następnie z
determinacją postawić na samym szczycie znak Krzyża. To duchowe ćwiczenie nie
jest tylko pewną formą pobożności, ale poprzez zmysłową wizualizację pomaga
kształtować głębokie duchowe przekonania. W mej skromnej Kaplicy w Eremie
każdego dnia mam przed sobą frontową ścianę, na której najwyżej znajduje się
drewniany krzyż, umieszczony ponad kamieniami ułożonymi w kształcie wzgórza
(symbol Golgoty). Dzięki temu dzień po dniu jestem poprzez wzrok nasycany obrazem,
który oddziałuje na me wnętrze. Codzienne wielokrotne spojrzenia na „krzyż na
szczycie” są jak kolejne krople wody Ducha Świętego, które powoli rzeźbią
twardy kamień mego serca na wzór ukrzyżowanego Serca Pana Jezusa.
Nie jest to w żaden sposób chore cierpiętnictwo,
ale zdrowy realizm, który pozwala sensownie podejmować wyzwania doczesności i,
co najważniejsze, prowadzi do wiecznego zbawienia. Patrzenie na Krzyż
działa jak najlepszy środek przeciwbólowy. Środki tego typu blokują bodźce, które
wywołują bolesne reakcje. Gdy człowiek jest skoncentrowany na Krzyżu, wtedy
cała bolesna rzeczywistość niejako przestaje oddziaływać i dokonuje się proces
uzdrawiania i umacniania Boską mocą.
W Starym Testamencie jest ciekawy zapis, że na
pewnym etapie pustynnej drogi ludzie ukąszeni przez jadowite węże, gdy
spojrzeli na węża wywyższonego na palu, którego Mojżesz wykonał z brązu,
zostawali przy życiu. Oczywiście to nie odlew z brązu uzdrawiał, ale
poprzez niego sam Bóg. Była to zapowiedź doskonałego wywyższenia, które
dokonało się w Nowym Testamencie. „A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak
potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy kto w Niego wierzy, miał
życie wieczne” (por. J 3, 13-17). W świetle tych słów jesteśmy zaproszeni, aby
z wiarą kontemplować Krzyż. Nie chodzi o to, aby zatrzymywać się na poziomie
martwego przedmiotu, którego oglądanie jest źródłem jakiejś potężnej mocy. To
byłaby magia. Krzyż jest materialnym znakiem duchowego działania Chrystusa. W
tej logice wywyższenie Krzyża jest bezcenną pomocą, aby w swym życiu wywyższyć
Jezusa Chrystusa i doświadczyć Jego zbawczej mocy. Zarazem bez konkretnego
znaku krzyża zaczynamy funkcjonować „abstrakcyjnie”, jakby Jezusa nie było.
Śmierć na Krzyżu jest kulminacją ziemskiego życia Chrystusa. Można powiedzieć,
że wzgórze Golgoty jest ostatnim etapem, po którym zaczyna się już całkowicie
inny wymiar, życie wieczne. Po zmartwychwstaniu Jezus był przez pewien czas na
ziemi, ale był to już całkowicie nowy rodzaj wiecznego istnienia.
Kto ma w sercu Krzyż „najwyżej”, ten pięknie
mocą Chrystusa zdąża do niebiańskiej wspólnoty zbawionych. W każdym innym
przypadku człowiek skazuje się na niewolę pozostawania w różnych stworzonych
okowach. Każda osoba lub rzecz, którą stawiamy wyżej od Chrystusowego Krzyża,
nie przyniesie zbawienia, ale stanie się źródłem zniewalających cierpień, które
będą coraz bardziej przytłaczać i niszczyć. Jakaż tragedia! Jezus przychodzi,
aby poprzez Krzyż ofiarować zbawienie, a człowiek odrzuca ten dar, aby tkwić w
swym piekielnym cierpieniu.
Dlatego, kto chce być zbawiony, niech
kontempluje Krzyż Chrystusa, umieszczony na szczycie swego życia…
14 września 2015 (J 3, 13-17)