Bywają słowa, które są trudne w odbiorze… Przy
powierzchownym podejściu mogą nawet sprawiać wrażenie sprzecznych z
przykazaniem miłości człowieka. Świętość nie utożsamia się jednak z
„cukierkowatą dobrocią i potulną grzecznością”. Dla chrześcijanina
najważniejszym kryterium odniesienia jest słowo Boże, którego wypełnianie może
spowodować, że popłyną łzy i serce zaboli. Powodem tego nie jest jednak moralne
zło czynu, ale jego ewangeliczna dobroć, choć póki co może jeszcze
niezrozumiała.
Św. Charbel, gdy po wstąpieniu do klasztoru
odwiedziła go matka, nie wyszedł, aby z nią porozmawiać. Nawet nie
pokazał swojej twarzy, ograniczając się jedynie do kilkunastu słów „przez
ścianę”. Tę „rozmowę” zakończył słowami, że jeśli Bóg pozwoli, „zobaczymy się”
w Niebie. Matka, po odbyciu długiej drogi, z bólem serca wróciła do domu,
nie zobaczywszy syna. Surowa i zdecydowana reakcja św. Charbela nie była przejawem
chwilowej słabości moralnej, ale wręcz przeciwnie „mocnej świętości”. Pragnął
heroicznie realizować słowo Boże, w tym przypadku ucieleśniane przez radykalną
interpretację „śmierci dla świata”, wedle realizowanej reguły monastycznej.
Zarazem odmowa spotkania nie była w żaden sposób zanegowaniem miłości. W
świetle Ewangelii szczytem miłości nie jest spełnianie ludzkich oczekiwań, lecz
postępowanie zgodne z wolą Bożą. Względy rodzinnej lub przyjacielskiej
bliskości muszą być podporządkowane wymogom, na które w danej sytuacji wskazuje
Ewangelia, bezpośrednio lub pośrednio poprzez zasady wynikające z danej formy
życiowego powołania. Taka hierarchia wartości jest podstawą dla każdego,
kto chce podążać drogą świętości. Chodzi o to, że „ludzkie” musi podlegać temu,
co „Boskie”.
Wyraziście pokazuje to swoim zachowaniem sam
Jezus Chrystus. Pewnego razu przyszła do Niego Matka i inni krewni (por. Łk 8,
19-21). Z powodu tłumu nie mogli się do Niego przedostać. Wtedy oznajmiono Mu:
„Twoja Matka i bracia stoją na dworze i chcą się widzieć z Tobą”. Jezus nie
zareagował natychmiastowo słowami: „Proszę ich przepuścić. Niech podejdą, aby
mogli zobaczyć się ze Mną”. Padła wypowiedź w zupełnie innym stylu, w sensie
emocjonalnym i treściowym: „Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają
słowa Bożego i wypełniają je”. Znamienne słowa. Warto zauważyć, że jest to
delikatna sugestia, że w związku z aktualnie prowadzonym nauczaniem nie może
się teraz spotkać. Nie był to brak szacunku dla Matki, ale wskazanie, że od
zwykłego widzenia się, ważniejsze jest prowadzone dzieło, będące wypełnianiem
woli Boga Ojca. Maryja była osobą bez grzechu, ale jak każdy człowiek, także w
wymiarze macierzyństwa, musiała przejść drogę duchowego dojrzewania. W tym
aspekcie Jezus zachował się jak dojrzały mężczyzna, który pokazuje, że już nie
jest dzieckiem lub młodzieńcem, ale ma obowiązek realizować autonomiczne i
samodzielne zadania. Nawet jeśli reakcja Jezusa była trudna dla Maryi, to była
wyrazem rzeczywistej miłości, która pomaga duchowo wzrastać. Zarazem Maryja
dzięki usłyszanej odpowiedzi mogła odkryć głębszy wymiar swej bliskości z
Jezusem, ale już nie jako matka wedle ciała, lecz jako matka, która coraz
doskonalej słucha słowa Bożego i heroicznie wypełnia je do końca.
Postawa Jezusa to wyrazisty drogowskaz, np. dla wszystkich mężów i żon, że na
mocy sakramentu małżeństwa pierwsze miejsce w hierarchii ma nadprzyrodzona
jedność małżeńska, a nie dziecięca jedność z matką lub z ojcem. Dla osób
konsekrowanych najwyższą rangę ma miłość do Jezusa i Jego słowa poprzez
wierność złożonym ślubom. Jeśli istnieje taka konieczność, trzeba odważnie i
zdecydowanie rezygnować ze wszystkiego, co stawałoby w sprzeczności z tym
priorytetem. Od razu podkreślmy, że podobnie jak w przypadku Matki Jezusa,
każdy człowiek obdarzony trudnym słowem, ale zgodnym z wolą Bożą, nie ponosi
duchowej straty. Wręcz przeciwnie, bardzo dużo zyskuje i otrzymuje Boże
błogosławieństwo, jeśli sercem ufnie odpowie: „Niech się dzieje wola Boża”.
22 września 2015 (Łk 8, 19-21)