Zniewalający moralizm czy bezstresowa
spontaniczność? A może wyzwalająca duchowość? To trzy całkowicie odmienne
sposoby podejścia do życia. Warto dostrzec istotne różnice, aby nie marnować
drogocennych sił witalnych, lecz inwestować je tak, aby przyniosły trwały owoc
i pomogły w rozwiązywaniu codziennych problemów.
Moralizm
występuje bardzo często. Jest to powierzchowne myślenie, które ogranicza się do
zewnętrznych nakazów lub zakazów. Wszystko sprowadza się do silnej woli, której
przypisuje się wszechwładną moc. Funkcjonuje tu błędne założenie, że człowiek
zawsze ma niezbędne siły i odpowiednie umiejętności, aby czynić dobro i unikać
zła. Osoby moralizujące mają pretensje, np. do trwających w nałogu pijaństwa,
że ich okrutne postępowanie jest efektem tylko i wyłącznie złej woli. Nie biorą
po uwagę, że istnieją psychologiczno-społeczne uwarunkowania, które mocno
utrudniają wyjście z niszczącego nałogu. Co więcej, pomijane jest istnienie
Bożej łaski, bez której nawet najprostsze rzeczy stają się niewykonalne.
Osoby moralizujące mają też tendencję, aby swej silnej woli zarozumiale
przypisywać różne zasługi moralne. To powoduje, że nawet zachowania
zewnętrznie prawidłowe tak naprawdę są duchowo bezwartościowe, gdyż nie są
nasączone Bożą świętością, lecz własną „pychą stwórczą”.
Przy bezstresowej spontaniczności zasady moralne odsuwane są na dalszy
plan jako „sztywne struktury”, które odbierają człowiekowi naturalną
spontaniczność i wolność. Dobrem staje się to, co jest mi wygodnie i przyjemnie
zrobić „tu i teraz”. Jest to myślenie krótkowzroczne. Nie brany jest pod uwagę
fakt, że człowiek potrzebuje trwałego fundamentu duchowego i kręgosłupa
moralnego. W rezultacie z czasem pojawia się wewnętrzny chaos i
pretensjonalność wobec „barier zewnętrznego świata”. W miejsce wcześniejszej
„wesołej spontaniczności” pojawia się poczucie bezsensu i najczęściej także
zniewolenie ze strony wcześniejszych „obszarów wolności”, jak np. alkohol lub
narkotyki. Życie ludzkie zaczyna przypominać dom, który stopniowo ulega
rozpadowi.
Inaczej wygląda styl życia, który można określić
mianem „wyzwalającej duchowości”. Tym razem duży akcent pada na istnienie
ludzkiego wnętrza, które przypomina ukryty w ziemi życiodajny korzeń drzewa lub
solidny fundament domu. Zewnętrzne czyny są tylko odzwierciedleniem tego,
co stanowi całą wielką wewnętrzną strukturę psychologiczną i duchową. Każde
słowo lub czyn niejako wyłaniają się z głębin ludzkiego serca. Gdy w sercu jest
dobroć, wtedy także postępowanie jest dobre. Gdy serce wypełnia zło, konsekwencją
tego staje się zło na zewnątrz. Jezus wyjaśnia: „Dobry człowiek z dobrego
skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa
zło” (por. Łk 6, 43-49). Przy czym nie chodzi tylko o powierzchowną formę słowa
lub czynu, ale o jego głęboką duchową treść. Gdy człowiek ma w sercu
dobroć, wtedy wszelkie zewnętrzne zachowanie, nawet w pierwszym odbiorze bardzo
trudne do przyjęcia, jest dobre i duchowe, czyli przeniknięte Duchem Świętym.
Dominacja zła w sercu powoduje, że zewnętrzne reakcje, nawet pozornie
„chwalebne”, w rzeczywistości są złe i pozbawione Bożego Ducha.
Warto więc dostrzec trójstopniową hierarchię
sensownego trudu. Otóż najważniejsza jest praca duchowa nad przemianą swego
serca, bo wtedy budujemy fundament, którym jest uświęcająca Boża obecność,
emanująca wyzwalającym błogosławieństwem. Następnie trzeba brać pod uwagę różne
procesy psychologiczne, które pozwalają zrozumieć i łatwiej zmienić swe
zachowania. Dopiero w trzeciej odsłonie jest wysiłek woli, aby coś zrobić lub
czegoś unikać. Gdy te trzy wymiary stanowią spójną całość, wtedy powstaje Boży
gmach ludzkiego życia. Nawet największe życiowe burze i wichury nie spowodują
upadku, gdyż Boga nikt nie pokona.
Módlmy się za wstawiennictwem Maryi,
której imię dzisiaj wspominamy, abyśmy potrafili zyskiwać wewnętrzną wolność,
wedle słów Jezusa Chrystusa. Maryjo, niech Twe Najświętsze Imię jak
najczęściej gości w głębinach naszych serc, pomagając naszym ustom, nogom i
rękom zawsze i wszędzie wypełniać wolę Twojego Syna…
12 września 2015 (Łk 6, 43-49)