Zaczął odczuwać ból… Każde wyjście
pomiędzy pustynne skały stawało się wielkim wyzwaniem. Bolesne skurcze i
ukłucia stawały się coraz bardziej dotkliwe. Nie wiadomo, co było dokładnie
powodem. Co robić? Pustynia zdawała się jeszcze bardziej „podkręcać” swą
śmiertelną bezwzględność, niemiłosiernie wysysając resztki pozostałej energii…
Wtedy doświadczył dwóch wyrazistych myśli.
Wrażenie było takie, jakby ktoś we wnętrzu zaczął udzielać konkretnego
wskazania. Przypominało to spokojną, aczkolwiek zdecydowaną poradę lekarską.
Pierwsza myśl była nawiązaniem do Ewangelii (przypowieść o dobrym
Samarytaninie): „Opatrzył rany oliwą”. Nigdy wcześniej nie czuł w ten sposób
ewangelicznego słowa; jakby wyszło z otwartej Biblii i zaczęło rozbrzmiewać z
intensywną sugestią: „Zrób podobnie”. Potem przyszła druga myśl, niejako
instrukcja wykonawcza: „Idź kup oliwę i pij”. Gdzie? Na szczęście w okolicy
znajdował się sklepik, w którym była do nabycia monastyczna oliwa z oliwek.
Tak! Ujrzany produkt był dokładnie tym, o którym mówił wewnętrzny głos. Bez
cienia wątpliwości! Terapia, w połączeniu z gorącą modlitwą o
uzdrowienie, okazała się bardzo skuteczna. Jeszcze tego samego dnia
sytuacja uległa radykalnej poprawie. W ciągu kilku dni wszystko wróciło do normy.
Późniejsze badania nie wykazały żadnych objawów chorobowych. Wszystko w
porządku. Byłoby jednak przejawem głupoty przejść nad tym zdarzeniem do
zwykłego porządku rzeczy. Kto udzielił pomocy?
Sprawa wydaje się bardzo jasna. To Anioł Stróż,
którego Bóg posyła, aby strzegł i pomagał. Ta pomoc ujawnia się najbardziej
wtedy, gdy człowiek jest na nią otwarty w sercu, zarazem nie mając innych
dostępnych naturalnych środków w danej sytuacji. We wspomnianym epizodzie
z oliwą niesamowita była wyrazistość wewnętrznego przekazu; jakby miała miejsce
rozmowa z drugim, bardzo kompetentnym człowiekiem w sprawach medycyny. Zarazem
nie było powodu, żeby fragment o dobrym Samarytaninie pojawił się wówczas w
świadomości, w sensie przypomnienia sobie np. ostatnio prowadzonego rozważania.
Na poziomie naturalnej świadomości miał tylko skojarzenie, że oliwa była
wylewana na wzburzone morze, aby uspokoić wodę w pobliżu statku. Tak! To było
ewidentnie nadprzyrodzone wyłonienie się jednego zdania, które było odpowiedzią
na zaistniały problem. W tekście Ewangelii jest zapisane: „podszedł do niego i
opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem” (Samarytanin, o którym tu mowa,
udzielił pomocy na pustynnej drodze pomiędzy Jerozolimą i Jerychem) (por. Łk
10, 25-37). Intuicja niejako definitywnie potwierdzała, że wewnętrzny
głos ukazuje dobry kierunek działania.
I rzeczywiście. Okazuje się, że oliwa i wino
były stosowane m.in. jako środek medyczny. Wino służyło do oczyszczania ran.
Oliwa z oliwek natomiast bardzo dobrze łagodziła ból i przyśpieszała proces
gojenia. To działanie lecznicze niezmiennie jest aktualne. Bóg jeden wie, co
było powodem bólu. Nie było zranienia, więc wino nie było potrzebne. Ale oliwa
zaczęła działać jak środek łagodzący ból i neutralizujący jakieś podrażnienie w
organizmie (choć zwykły środek przeciwbólowy prawie nie działał). Zarazem łaska
Boża dokonywała uzdrowienia. Problem został pomyślnie rozwiązany. Pustynny
piasek na nowo stał się symbolem „ożywiającego początku”, a nie „uśmiercającego
końca”…
Ale najważniejszym owocem tego zdarzenia jest
głęboko przeżyty blask Bożego Miłosierdzia; zarówno poprzez uzdrawiające słowo
Ewangelii, jak i poprzez serdeczną interwencją Anioła Stróża, który wcielił się
w rolę dobrego Samarytanina. I trzeba pamiętać, że w pustynnej przestrzeni
wszystko wygląda zupełnie inaczej. Szklanka wody, coś banalnego w zwykłym
mieszkaniu, na pustyni może stać się szczytem luksusu. Podobnie ze zwykłą
oliwą, która pośród piasków okazała się niezwykłym środkiem i znakiem
Miłosiernej Bożej Obecności…
5 października 2015 (Łk 10, 25-37)