Wiara chrześcijańska nie jest odrealnioną
ideologią. Zestawy abstrakcyjnych idei, które kolidują z Dekalogiem, mogą
pięknie się prezentować, ale są to wyobrażenia oderwane od rzeczywistości.
Efektem finalnym wdrażania w życie takich pomysłów jest zło, zamiast spodziewanego
dobra. Najbardziej niebezpieczną chorobą nie jest słabość ciała, ale
niewłaściwe myślenie. Wtedy dobra intencja zamiast pomagać, staje się poważnym
utrudnieniem. Człowiek bowiem sądzi na podstawie przekonania „chcę dobrze”, że
podąża dobrą drogą. Jednak prawda jest taka, że pod przykrywką dobrych celów
podejmowane są szkodliwe czy wręcz złe czyny.
Chrześcijanin wierzy w Boga, który działa
konkretnie w czasie i przestrzeni. Nigdy nie jesteśmy zanurzeni w pustce, ale
nieustannie przenikają nas promienie Bożej łaski. Nie musimy rozumieć sensu
tego, czego w życiu doświadczamy. Najważniejsze jest to, że każde zdarzenie i
wydarzenie wpisane jest w logikę Bożych planów. Bóg jest Stwórcą wszystkiego.
Dlatego Jego myśli są zawsze zgodne z rzeczywistością. Im bardziej
poddamy się ich oddziaływaniu, tym pełniej staniemy się autentycznymi
budowniczymi dobra.
Warto wskazać na trzy wymiary naszej
egzystencji, gdzie słowo Boże ma moc realnie przeobrażać. Najpierw jest to
relacja z samym sobą. Gdy nie jesteśmy w stanie nawiązać łączności z własnym
wnętrzem, wtedy ciśnie nas odśrodkowa pustka i zewnętrzne aktywności nie dają
pełni pokoju. Następnie chodzi o relację z drugim człowiekiem. Każdy żyje w
pewnym niepowtarzalnym świecie. Jeśli siebie uznamy za absolutny punkt
odniesienia, wtedy nigdy nie otworzymy się na odmienność. Efektem tego są dwa
monologi. Wreszcie trzeci wymiar dotyczy relacji z Bogiem. Ogromne wyzwanie
polega na tym, aby zwracać się do Kogoś, kto często sprawia wrażenie wielkiego
nieobecnego. Często tryumfy święci deizm, który uznaje teoretycznie istnienie
Boga, ale w praktyce działań zupełnie nie bierze Go pod uwagę. Tragedią są
wielorakie „skomplikowane krzywizny”, które uniemożliwiają przyjmowanie
prostoty Bożej obecności i miłości.
Dlatego Bóg poprzez swoich proroków kieruje do nas wyraziste zaproszenie:
„Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego; każda dolina niech
będzie wypełniona, każda góra i pagórek zrównane, drogi kręte niech staną się
prostymi, a wyboiste drogami gładkimi” (por. Łk 3, 1-6).
Są to słowa proroka Izajasza, które z wielką mocą zostały podjęte przez Jana
Chrzciciela. Głosił on nad Jordanem chrzest nawrócenia na odpuszczenie
grzechów. Problemem nie jest brak Bożej dobroci, ale ludzki opór, który poprzez
grzech tę dobroć odrzuca. Grzech wyraża się w tym, że czegoś jest za mało
(„dolina”) lub za dużo („góra i pagórek”). Szatan zawsze kusi „po krańcach”,
nakłaniając do niedomiaru lub do nadmiaru. Ciekawy jest także wątek z
drogami, które z wyboistych powinny stać się gładkimi. Otóż w starożytności
istniały przy świątyniach pogańskich drogi, które były bardzo dobrze utrzymane,
aby unaocznić doskonałość danego bóstwa. Prawdziwy Bóg tym bardziej godzien
jest „gładkich i prostych” dróg.
Jan Chrzciciel wzywa, aby przemieniać swe myślenie i odchodzić od grzechu.
Tylko wtedy człowiek może doświadczyć zbawczej mocy Boga w Jezusie Chrystusie.
To On pragnie przyjść, aby wyzwolić nas z wszelkiego zła i utwierdzić w dobru.
Przyjęcie Jezusa, Jego obecności, myślenia i wartościowania, przynosi potrójny
owoc. Przede wszystkim zaczynamy nawiązywać kontakt z samym sobą. Możemy siebie
rozumieć tylko ze zbawczą pomocą Jezusa. W aspekcie relacji do drugiego
człowieka, Jezus staje się „świętym pomostem”, który umożliwia wzajemne
dotarcie do siebie. „Ja rozumiem ciebie, a ty rozumiesz mnie”. Najważniejsze
jest jednak to, że stajemy się coraz bardziej świątynią Boga. Coraz pełniej
możemy powiedzieć: „Już nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus”. Świadectwem
Bożego życia jest myślenie i działanie zgodne z wolą Boga w konkretnym miejscu
i w konkretnym czasie.
6 grudnia 2015 (Łk 3, 1-6)