W życiu doświadczamy od innych ludzi
zarówno tego, co dobre jak i złe. W sytuacji zła sprawa jest dość oczywista.
Niewłaściwa spontaniczna reakcja wyraża się często w zasadzie „zło za zło”.
Duchowy zaś wysiłek polega na ufnym podjęciu ewangelicznej propozycji „zło
dobrem zwyciężaj”. Przynajmniej teoretycznie wszystko jest w miarę przejrzyste.
Pewne szczególne niebezpieczeństwo występuje zupełnie gdzie indziej. Chodzi o
sytuacje, gdy doświadczam czegoś dobrego, zwłaszcza jakiegoś naprawdę dużego
dobra. To tutaj właśnie jest szalenie groźny haczyk. Może on sprawić, że
zrobimy coś dokładnie odmiennego od tego, co w głębi serca pragniemy.
Niezamierzone zranienie. Otóż normalną odpowiedzią na otrzymaną pomoc jest
wdzięczność. Z tym że najczęściej jest to wdzięczność realizowana wedle
własnego rozumienia dobroci. Niestety, takie dobre serce nieraz zamiast pomóc
może mocno zaszkodzić.
W
Ewangelii jest zdarzenie, gdzie Jezus uzdrowił trędowatego z przerażającej
choroby. Życie tego człowieka zostało radykalnie odmienione. Doświadczył
wielkiej łaski. Jezus jednak z wielką surowością przykazał: „Bacz, abyś nikomu
nic nie mówił” (Mk 1, 44). Jednocześnie polecił udać się do kapłana. Zgodnie z
prawem tylko on mógł oficjalnie uznać uleczenie z choroby i w powiązaniu z tym
istniał obowiązek złożenia ofiary. Jezus w pełni wziął pod uwagę istniejące
zasady prawa Mojżeszowego. Postawa Jezusa miała w sobie wielki realizm
mądrości. Człowiek mógł zostać oficjalnie uznany za oczyszczonego tylko przez
kapłana, który w ten sposób zachowywał swe prawo decydowania o powrocie do
wspólnoty. Zarazem Jezus prosił o zachowanie milczenia, aby uniknąć niepotrzebnej
zazdrości i innych negatywnych reakcji przedstawicieli synagogi. Niestety,
uzdrowiony trędowaty nie posłuchał Jezusa. Zaraz po uzdrowieniu zaczął
wszystkim opowiadać o zaistniałym zdarzeniu. Spontanicznie dzielił się radością
cudu i zapewne w ten sposób chciał wyrazić zachwyt Jezusem, który ze śmierci
przywrócił go do życia. Uzdrowiony otrzymał dobro i teraz dobrem wedle swego
rozumienia odpowiadał. Chciał dobrze, ale niestety zachował się nieposłusznie.
W konsekwencji zamiast zrobić coś przydatnego dla Jezusa, bardzo konkretnie Mu
zaszkodził. Swoim opowiadaniem wzbudził niepotrzebną sensację i wywołał zapewne
wściekłość i zazdrość przywódców religijnych. W konsekwencji Jezus miał potem
poważne utrudnienia w dalszej realizacji swej misji.
Zapewne już widzimy sedno pułapki.
Człowiek otrzymawszy dobro, odpowiada w swym przekonaniu dobrem. Jednak jeśli
ta odpowiedź jest nieposłuszeństwem, to wtedy wyrządza zło. Efekt dokładnie
odwrotny od zamierzonego. We wspomnianej sytuacji największym dobrem byłoby
posłuszne zrobienie tak, jak Jezus powiedział. Wtedy realnie by pomógł, a nie
zaszkodził. Dlatego ogromnie ważne, aby być czujnym, gdy chcemy odwdzięczać się
za otrzymane dobro. Wtedy bezwzględnie trzeba stosować zasadę posłuszeństwa.
Zachodzi wtedy szczególna walka duchowa. Szatan jest zawsze mistrzem perwersji.
Znaczy to że, jeśli ktoś doświadczy czegoś dobrego, zwłaszcza jakiegoś
wielkiego dobra, wtedy szatan opracuje pewien okrutny plan. Polega on na tym,
aby rękoma wspartego człowieka zemścić się na człowieku, który dane dobro
wyświadczył. To dla szatana szczególny powód do satysfakcji: posłużyć się
wspartym człowiekiem do skrzywdzenia dobroczyńcy. Zarazem to szatańska forma
ukarania i zemsty za wyświadczone dobro.
Normalnie człowiek o dobrym sercu na
taką współpracę żadną miarą by nie poszedł. By obejść tę blokadę, szatan ukrywa
się pod dobrą intencją. Wmawia: „zrób to, przecież chcesz dobrze, tak właśnie
jest dobrze”. Jedyną drogą obrony przed tak perwersyjną taktyką jest
bezwzględne zachowanie posłuszeństwa. Gdyby trędowaty był posłuszny Jezusowi,
wtedy by nie narobił Mu niepotrzebnych kłopotów. A tak zaistniał dramat. Jaki?
Człowiek, otrzymawszy dobro, w sumie odpowiedział złem, mając przy tym zapewne
jak najlepsze intencje. Warto pamiętać! Im więcej dobra, tym więcej trzeba
posłuszeństwa. Im więcej posłuszeństwa, tym więcej dobra.
17
stycznia 2013 (Mk 1, 40-45)