Paraliż przezwyciężony...


Człowiek normalnie chodzi, porusza rękoma, wykonuje wiele czynności. Najczęściej nie zdaje sobie jednak  sprawy, że to wszystko tak naprawdę wcale nie jest oczywiste. Takim mocnym uderzeniem jest doświadczenie paraliżu. Najprostsze ruchy przestają być oczywiste. Zrobienie zwykłego kroku zaczyna stawać się nie lada wyczynem lub przechodzi w obszar marzeń. Obok takiego cielesnego paraliżu może zaistnieć także paraliż duchowy. Generalnie rzecz wygląda podobnie, tylko tym razem w odniesieniu do duszy. Zwyczajne moralne zachowania lub praktyki religijne stają się przeszkodą nie do pokonania. Odmówienie zwykłej dziesiątki różańca z różnych powodów staje się nadmiernym ciężarem. Zamiast dobrego słowa znów krzyk i agresja. Butelka alkoholu, która pojawi się w zasięgu ręki, zostaje opróżniona. Ale nawet w największym paraliżu cielesnym i duchowym pozostaje możliwość wykonania pewnego pozytywnego aktu. 

W Ewangelii jest opis paralityka, którego znajomi przynieśli do Jezusa. Ponieważ był tłum ludzi, o własnych siłach na pewno by się nie dostał. Dzięki uzyskanej pomocy, doświadczył uzdrowienia zarówno duchowego jak i fizycznego. Otrzymał odpuszczenie grzechów i został uzdrowiony z paraliżu cielesnego. Na oczach wszystkich wyszedł o własnych siłach, bez grzechu. Jezus uzdrowił tego człowieka dzięki temu, że znaleźli się ludzie, którzy chcieli pomóc. Jednakże nic z tych dobrych chęci by nie wynikło, gdyby sparaliżowany uznał, że już w jego przypadku nic absolutnie nie da się zrobić. Bogactwem paralityka było to, że pomimo wszechstronnego paraliżu, zachował w sobie głębokie pragnienie bycia uzdrowionym. A przynajmniej się nie przeciwstawiał. 

W człowieku istnieje pewien najgłębszy obszar jego życia, gdzie wypowiadane jest fundamentalne „chcę” lub „nie chcę”. Gdyby przyjaciele paralityka oferowali pomoc, a on by to zdecydowanie odrzucił, wtedy nawet najwspanialsi przyjaciele nic by nie wskórali. Na szczęście tak się nie stało. Nawet w najwszechstronniejszym paraliżu ciała i duszy pozostaje możliwość wypowiedzenia pozytywnego „chcę”. Największą tragedią jest wejść w ciemność „nie chcę”. Dlatego warto troszczyć się o to, aby to „chcę” zawsze pozostawało. Tym bardziej w najgłębszych sytuacjach paraliżu. Samo „chcę” nie wystarczy oczywiście. Gdyby paralityk tylko chciał, to i tak by nie został bez pomocy uzdrowiony. Ale to „chcę” umożliwiło właśnie dalsze działanie przyjaciół i najpełniej samego Jezusa. Postawa tych przyjaciół to zaproszenie, aby odważnie pomagać paralitykom w dotarciu do Jezusa. Nieraz to może być konieczność podobnej fizycznej pomocy. Najczęściej jednak chodzi o przynoszenie paralityka poprzez kierowane modlitwy, słowa.

 To naprawdę niebywałe! Wiara jednego człowieka może być pośrednikiem, poprzez który drugi człowiek zostanie uzdrowiony z doświadczanego paraliżu. W Ewangelii czytamy: „Jezus widząc ich wiarę rzekł do paralityka: „Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy” (Mk 2, 5). Stwierdzenie Jezusa jednoznacznie pokazuje, że na mocy wiary jednego człowieka, jest gotów uwalniać z grzechu drugiego człowieka. Modlitwa jest jak nosze, na których można przynieść chorego do Jezusa. Zarazem w tej wstawienniczej postawie niezbędna jest cierpliwość, determinacja i pomysłowość. Znajomi chorego mogli łatwo zrezygnować widząc przeszkodę tłumu, ale się nie poddali. Szukali rozwiązania i wpadli na pomysł, aby chorego spuścić przez otwór zrobiony w dachu. Udało się! 

Tak! Pomoc paralitykowi zakłada cierpliwe szukanie różnych rozwiązań. Pojawiające się trudności nie są argumentem za rezygnacją, ale stanowią zachętę do poszukiwania nowych pomysłów. Głęboka wiara poświadczona konkretnym działaniem ma wielką moc. Dlatego nigdy nie można się poddawać.  Jezus, widząc te zmagania, jest w stanie uzdrowić nawet z najgłębszego paraliżu.

18 stycznia 2013 (Mk 2, 1-12)