Można nieraz
usłyszeć, że miłość jest chrześcijańskim obowiązkiem. Powinieneś kochać, jeśli
chcesz nazywać się chrześcijaninem. Fakt, te słowa wyrażają oczywistą prawdę.
Jednak mogą zawierać w sobie jakiś głęboki dramat.
Otóż autentyczna miłość jest owocem głębokiego, wolnego pragnienia. Jeśli
kocham, bo muszę, to pojawiająca się postawa jest już co najwyżej cieniem miłości.
Objawia jakąś chorobę zranionego wnętrza. Dobrze pokazuje to zwyczajna sprawa
jedzenia. Nie jest normalną sytuacja, gdy jem, bo muszę. Zdrowy człowiek je z
przyjemnością, żeby mieć siły i dobrze się czuć. Jeśli zmuszam się do jedzenia,
to najczęściej jest to objawem jakiejś choroby. Podobnie z miłością.
Autentyczna miłość ściśle łączy się z wypływającym z głębi serca „chcę”.
Kocham, bo chcę kochać. Idąc tym śladem, prawdziwa miłość odsłania się nie jako
smutny obowiązek, ale jako radosny przywilej.
Stwierdzenie to zapewne w miarę łatwo przyjmiemy w odniesieniu do osób, które
są nam bliskie, stanowią krąg naszych przyjaciół. Jeśli doświadczamy dobra i
odpowiadamy miłością, to bardzo dobrze. Ale w żaden sposób nie oznacza to, że
już jesteśmy chrześcijanami. Jeśli kochamy tych, którzy nas kochają, to znaczy,
że zachowujemy się po prostu jak ludzie. Człowiek to ten, który kocha. We
wszystkich wielkich religiach i poważnych systemach filozoficznych istnieje
pierwszoplanowe wezwanie do miłości. Uczynki miłości świadczą o
człowieczeństwie. Choć warto dodać, że gesty i słowa miłości są w stanie
realizować nawet ludzie, którzy mocno weszli na drogę zła. Niektórzy oprawcy w
obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu po pracy wracali do rodzinnych domów i żyli
jak normalni ojcowie. W obozie uśmiercali tych, których uważali za podludzi, a
potem w swych domach miło spędzali czas z dziećmi; jak pokazują fotografie,
zwyczajnie bawili się z nimi w przydomowych ogródkach.
Dlatego Jezus do tych, którzy szczycą się swą doskonałością na podstawie
miłości wobec bliskich, mówi: „Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują,
cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią?” (Mt 5, 46). A
warto wiedzieć, że celnicy byli wtedy postrzegani przez Żydów jako grupa
społeczna na samym dnie moralnej hierarchii wartości. Rzeczywiście tak
rozumiana miłość posiada w sobie wiele interesowności. Ja czynię tobie dobrze,
bo ty mnie czynisz dobrze. Jezus zaprasza do autentycznej, bezinteresownej
Bożej miłości: „A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się
za tych, którzy was prześladują, abyście się stali synami Ojca waszego, który
jest w niebie” (Mt 5, 44n.). Oto serce Chrystusowego przesłania. Kochać nie
tylko przyjaciół, ale wszystkich, włącznie z nieprzyjaciółmi. Chrześcijanin to
człowiek, który jest w stanie kochać nieprzyjaciół. Ucznia Jezusa Chrystusa
można rozpoznać najpełniej po tym, że gdy dostaje cios zła, odpowiada dobrem.
Dopiero gdy kochamy nieprzyjaciół, zyskujemy tak naprawdę prawo nazywania się
chrześcijanami, czyli uczniami Jezusa Chrystusa. Taka miłość najpełniej
odsłania blask Boskiej czystości. Bóg bowiem po prostu kocha, bez żadnego
zróżnicowania. Można powiedzieć, że Bóg jest jak promieniujące słońce. A
przecież promienie słoneczne nieustannie pozostają takie same, niezależnie od
tego, gdzie padają. Mają takie samo ciepło i blask, gdy wpadają do przepięknego
pachnącego zielonego ogrodu, jak i wtedy, gdy docierają do cuchnącego czarnego
bagna. Niesamowite, ale tak przecież jest! Tak więc chrześcijanin to ten, kto
kocha wszystkich, włącznie z nieprzyjaciółmi.
Ważne, aby nie postrzegać tego na zasadzie obowiązku, ciężaru, który muszę
brać. Tak naprawdę Jezus daje nie obowiązek, ale bezcenny przywilej miłości
nieprzyjaciół. To wielki realizm. Gdy doświadczymy zła, podobna odpowiedź
jeszcze bardziej nas zniszczy i pogorszy drugiego. Z kolei odpowiedź modlitwą,
słowem i gestem miłości zacznie nas uzdrawiać i może pomóc krzywdzicielowi
wejść na właściwą drogę.
Tak! Warto odkryć, że miłość to wyzwalający przywilej, a nie tylko zniewalający
obowiązek. Im bardziej kocham, tym bardziej będę smakował oczywistości tej
prawdy.
23 lutego 2013 (Mt 5, 43-48)