Rozmawiamy głęboko.
Ja mówię do ciebie, ty mówisz do mnie. Czy to już na pewno znak komunikacji i
miłości? Otóż nawet głęboka wzajemna rozmowa niesie w sobie wielką
dwuznaczność. To może być troskliwa miłość lub egoistyczna interesowność. Ja
mówię do ciebie, bo ty mówisz do mnie. Ty mówisz do mnie, bo ja mówię do
ciebie. Wzajemna interesowność polega na tym, że drugi zaspokaja moje
oczekiwanie odpowiedzi. Dokonuje się zaspokojenie siebie z pomocą drugiego.
Nawet głęboka rozmowa może oznaczać dwie radykalnie odmienne sytuacje. Z
jednej strony odzwierciedlenie autentycznej miłości, z drugiej zaś złudna iluzja
czegoś głębokiego.
Gdy rozmowa trwa, nigdy nie wiadomo, jak jest naprawdę. Rzeczywisty stan rzeczy
może odsłonić się dopiero wtedy, gdy jedna ze stron zamilknie. Różne są tego
powody: tragiczny wypadek, ascetyczne milczenie, zewnętrzne przeszkody uniemożliwiające
komunikację. Milknąca osoba staje się synonimem ubogiego, kimś mniejszym pośród
innych mówiących. Nadal istniejąc, staje wobec swego dotychczasowego rozmówcy
ogołocona ze słów. Nie jest już w stanie na otrzymane słowo odpowiedzieć
słowem. Jedyną odpowiedzią jest dalsze bezsłowne trwanie. Człowiek bez głosu
jest jak ubogi, nagi, głodny, spragniony, chory, uwięziony.
W tym świetle Jezus Chrystus wypowiada wielką prawdę o miłości: „Zaprawdę,
powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych,
Mnieście uczynili” (Mt 25,40). Tak! Prawdę o miłości da się zweryfikować
dopiero w relacji do najmniejszego. Dlatego człowiek, który nadal może mówić,
gdy jego dotychczasowy rozmówca milknie, otrzymuje bezcenny dar. Ten dar, to
konkretna szansa poznania prawdy o autentycznym stanie wnętrza. To szansa
odpowiedzi na pytanie: czy wcześniejsza rozmowa była twarzą miłości, czy
jedynie stanowiła iluzoryczną maskę braku miłości?
W filmie Pedro Almodóvara pt. „Porozmawiaj z nią” jest pewien genialny obraz.
Dwóch mężczyzn spotyka nieszczęście. Bliskie im kobiety po wypadku znajdują się
w stanie śpiączki. Pojawia się zewnętrze odgrodzenie od ukochanych bolesnym
murem milczenia. Jeden z mężczyzn przez lata godzina po godzinie, dzień po
dniu, rok po roku opowiada przy łóżku ukochanej o swym codziennym życiu, o
wszystkim, co tak zwyczajnie pragnie przekazać. Kobieta leży w śpiączce. Nic
nie odpowiada. Ale on nadal po prostu do niej mówi, jak w zwyczajnej rozmowie.
Drugi mężczyzna przychodzi, ale milczy. Nie jest w stanie przełamać złowrogiej
ciszy. Nie widzi sensu mówić do kogoś, kto nie odpowiada. Taką mowę uznaje za
absurd.
Ten głęboki obraz to świetna pomoc w diagnozie rzeczywistego stanu rzeczy. Gdy
po wcześniejszej rozmowie, jedna z osób przestaje mówić, mogą być dwa
scenariusze. W jednym, druga osoba też przestaje mówić. Nie widzi sensu
mówienia, pisania, gdy nie otrzymuje odpowiedzi. Co z tego, że mogę pisać, jak
ty nie możesz mi odpowiedzieć. Taka sytuacja wydobywa prawdę o wcześniejszym
braku miłości. Odsłania interesowność. Dawałem, bo w zamian otrzymywałem. W
drugim scenariuszu, ta druga osoba nadal mówi. Doświadczając niemożności
mówienia kochanej osoby, jeszcze bardziej pragnie podzielić się swoim życiem.
Opowiada, z zaangażowaniem przekazuje nawet zwyczajne sprawy. Brak fizycznych
słów odpowiedzi w żaden sposób nie podcina sensu tej opowieści. Pragnę mówić,
aby ofiarować ci siebie. Nie mówię po to, abyś mi odpłacił słowem. Najgłębszą
odpowiedzą jest twoja niezmienna obecność. Jeśli pomimo braku fizycznych słów
odpowiedzi nie zamilknę, ale nadal rozmawiam, to jest to piękny znak miłości w
sercu. Wtedy jeszcze pełniej objawia się światło bijące z dotychczasowego
rzeczywistego oblicza miłości.
Mówienie do milczącej kochanej osoby, to jednocześnie słowo kierowane do
Jezusa, który się z nią utożsamia. Jezus sprawia, że w tym niezwykłym duchowym
dialogu dokonuje się wcielenie Bożej Miłości.
Cóż
straszniejszego usłyszeć kiedyś od Jezusa: idź do piekła, bo czekałem na twoje
słowo, i nie doczekałem się… Cóż piękniejszego uradować się głosem Pana:
wejdź do Nieba, bo nadal mówiłeś do mnie, gdy nie mogłem mówić.