Ujrzałem
wewnętrznie obraz, który pomógł mi lepiej zrozumieć sens modlitwy
wstawienniczej. Modlitwa za innych ludzi od lat nadaje sens mojemu życiu. Jezus
obiecuje owocność takiego ufnego wołania. Właściwie wiara jest wystarczającym
motywem. Ale jestem słabym człowiekiem, przed którym jeszcze wiele do zrobienia
na drodze wyłącznego czerpania sił z Bożego Słowa. Dlatego wielką pomocą są
pewne wyobrażenia, które wyzwalają większe zaangażowanie serca.
Tak
więc w kwestii modlitwy wstawienniczej, dostrzegam obraz człowieka, który stoi
na ziemi pod sklepieniem nieba. Niebo pokryte jest chmurami. Nieraz nawet
całkowicie zasłonięte. Słońce zawsze promieniuje swym świetlanym blaskiem, ale
znajduje się poza chmurami. W rezultacie jasne i ciepłe promienie słoneczne mają
trudności z dotarciem do człowieka na ziemi w związku z pojawianiem się chmur.
Ale ciemność i szarość nie oznacza w żaden sposób, że słońce przestało świecić.
To jedynie znak istnienia przeszkód na drodze pomiędzy słońcem i człowiekiem na
ziemi. Modlitwa wstawiennicza jest swoistym dmuchaniem, aby rozganiać chmury.
To słabe tchnienie ludzkich ust jest jednak wzmacniane przez powiew wiatru.
Rezultat jest naprawdę niezwykły. Chmury powoli się rozpływają. Zaczyna
przebijać błękit nieba. Ciemna szarość jest zastępowana przez coraz większe
obszary lazurowego błękitu. Co więcej, z tego błękitu zaczynają bez przeszkód
dobiegać radosne słoneczne promienie. Jasność słońca ujawnia się w coraz
większej krasie. Tu odsłania się jeszcze jedno przedziwne prawo stworzenia.
Otóż nikt nie jest w stanie podnieść samego
siebie. Nawet największy siłacz nie jest zdolny sam siebie podnieść do góry.
Jest to możliwe jedynie pomiędzy dwojgiem ludzi. Jeden podnosi drugiego. Ta
prawda ujawnia się z wielkim dramatyzmem, gdy ktoś zapada się w bagnistą
ziemię. Często jedynie pomocna ręka drugiego człowieka może uratować mu życie.
Największy mocarz sam dla siebie jest w stanie bez porównania mniej zrobić niż
o wiele słabszy, ale drugi człowiek.
Te
ujrzane wewnętrznie obrazy przemówiły do mej wyobraźni. Jeszcze głębiej
odczułem egzystencjalnie sens modlitwy wstawienniczej. Gdy modlę się za
drugiego człowieka, przezwyciężam egoizm. Wchodzę na drogę miłości, która
wyraża się w trosce o drugiego. Bóg obdarza człowieka wielkim zaufaniem. Przecież
jest w stanie sam wszystko zrobić. A jednak zaprasza do współpracy. W ten
sposób daje możliwość uczestniczenia w radości, która płynie z postawy
obdarowywania. Modlitwa wstawiennicza jest takim odgarnianiem mocą Ducha
Świętego chmur, które uniemożliwiają dotarcie promieni Słońca. Tym Słońcem jest
Jezus Chrystus. Im bardziej się zaangażuję, tym większe obszary Bożego błękitu
zostaną odsłonięte. Tak często wnętrze człowieka spowijają ciemności, choć
Słońce Chrystusa niezmiennie świeci. Powód tego stanu rzeczy tkwi w
odgradzających chmurach, które nieraz przybierają kształt ciężkich czarnych
przewalających się mas. Ale nawet tutaj powiew wiatru Ducha Świętego jest w
stanie odsłonić błękit i blask Chrystusowego Słońca rozświetli wcześniejsze
ciemności. Ten święty powiew Ducha Świętego Pocieszyciela jest swoistą
kontynuacja ludzkiego tchnienia.
Jakże
wielka odpowiedzialność! Bez mojej modlitwy, drugi człowiek nadal pozostanie w
ciemnościach beznadziei i smutku. Poprzez troskliwe modlitewne wołanie, w jego
sercu zabłyśnie jasność nadziei i zapanuje radość. Czuję takie szczęście, że
mogę już teraz uczestniczyć w pięknej misji rozpogadzania życia drugiego
człowieka. Ale najpiękniejsze dokona się w Wiecznym Niebie. Wtedy w pełni
ujrzymy, jak wiele pomogliśmy sobie, aby na zawsze trwać w promieniach łaski
Wieczystego Słońca Jezusa Chrystusa. Stwórco, dziękuję Ci za dar modlitwy
wstawienniczej. Bądź uwielbiony, że moc Ducha Świętego Pocieszyciela przepływa
poprzez nasze delikatne i nieudolne tchnienia…
7 maja 2013 (J 16, 5-11)