Pożegnalne „dobranoc”, w ustach
Benedykta XVI, na zakończenie papieskiej posługi. Powitalne „dobry
wieczór”, w wykonaniu papieża
Franciszka, u samego początku pontyfikatu.
Bardzo ciekawe! W tak szczególnych chwilach, zwykłe zwroty! Nie pojawiły
się pobożne, kościelne sformułowania w rodzaju „niech będzie pochwalony Jezus
Chrystus” czy „szczęść Boże”. Zarazem,
bez cienia wątpliwości, słowa tych wielkich ludzi były przepełnione głębią
wiary. W swej ludzkiej prostocie, odzwierciedlały rdzeń chrześcijańskiej
prawdy, że Bóg stał się człowiekiem i jako człowiek zmartwychwstał. Pełne
dobroci, szczere „dzień dobry” i „dobranoc” są o wiele bardziej nośnikiem Bożej
obecności, aniżeli najbardziej pobożne wyrażenia, wypowiedziane
automatycznie i nieszczerze.
W tym duchu, nawiązując do
ewangelicznego wydarzenia w Kanie Galilejskiej (por. J 2, 1-11), ujawnia się
pewien problem, który daje naprawdę dużo
do myślenia. Jezus przemienia wodę w wino. Pełnia prawdy wyraża się
tutaj w uznaniu dwóch faktów. Najpierw, że po interwencji Jezusa pojawiło się
realne wino. Następnie, że stało się to możliwe na zasadzie cudu dokonanego
przez Jezusa, nadprzyrodzoną mocą. Niestety, nieraz zdarza się w życiu, że wierzący uznaje
teoretycznie, że Jezus Chrystus zmartwychwstał i dokonuje cudów. Ale w
konkretnych sytuacjach, pierwotna woda nieuczciwie nadal uznawana jest za wodę,
choć stała się już winem. Jednocześnie, paradoksalnie, niewierzący, choć nie
wierzy w Boże cuda, niejednokrotnie w tego typu przypadkach uczciwie uznaje
fakt, że już nie ma wody, lecz jest wino.
Papieskie
„ludzkie” sformułowania i powyżej naszkicowany dylemat wskazują na głęboki sens spotkania wiary i niewiary. Nie tylko
niewierzący może wiele nauczyć się od wierzącego, ale i wierzący może dużo
zyskać na spotkaniu z niewierzącym.
Niestety, wiara ogranicza się nieraz do teoretycznych deklaracji i
rytuałów. W praktyce życia zaś występują poważne braki na fundamentalnym
poziomie uczciwości, sprawiedliwości, miłości i prawdy. W tym kontekście, jest wielu ludzi, którzy
nie wierzą w istnienie Boga. Jednocześnie prezentują naprawdę szlachetną
postawę moralną. Są przypadki wielkich
znawców Pisma Świętego, którzy pozostając w zgodzie z sumieniem, nie są w
stanie powiedzieć, że Bóg istnieje. Ale to w żaden sposób nie dyskwalifikuje
rzetelnej wiedzy, którą przekazują odnośnie Biblii. Zarazem jest to konkretne świadectwo
traktowania Biblii na serio.
Wszelka afirmacja godności osoby ludzkiej jest bezcenną pomocą,
prowadzącą do autentycznego chrześcijaństwa.
W ten sposób, wielu niewierzących swym życiem pomaga wierzącym w
rzeczywistym przyjęciu Jezusa Chrystusa, prawdziwego Boga i Człowieka. Niewierzący, który uczciwie wypłaca pensję
pracownikom jest bliżej Chrystusa, niż człowiek deklarujący wiarę i
jednocześnie, w niektórych sytuacjach,
nieuczciwie wykorzystujący innych ludzi.
Interesująca jest sprawa
odpowiedzialności. Czasami wierzący prezentują niezbyt dobrą koncepcję
pokładania ufności w Bogu. Wiara interpretowana jest jako zwolnienie się z
ludzkiej odpowiedzialności. Pojawia się usprawiedliwienie swej bezmyślności i
winy poprzez stwierdzenie: „Bóg tak
chciał”. Niewierzący nie ma Boga i sam podejmuje odpowiedzialność. Wiele można
się nauczyć od niewierzącego, który odpowiedzialnie podchodzi do życia. W
przypadku ludzkiego błędu nie zasłania się „Bożą Wolą”, ale uczciwie uznaje swą
winę i wyciąga niezbędne wnioski.
Warto też zauważyć, że w kulturze jest
wiele głębokich dzieł, których autorami są niewierzący. Tego rodzaju książki,
obrazy, rzeźby wspaniale odzwierciedlają prawdę o człowieku i dla wierzącego
stają się bezcenną pomocą w spotkaniu z Jezusem Chrystusem, Bogiem i
Człowiekiem.
Największym
błogosławieństwem dla wierzącego jest autentyczny, głęboko wierzący świadek
Zmartwychwstałego Pana. Ale wielkim darem na drodze pogłębiania wiary może być
także człowiek niewierzący. Pokorny chrześcijanin jest w stanie bardzo dużo
nauczyć się także od niewierzącego…
Pomosty spotkania pomiędzy wiarą i niewiarą.
20 maja 2013 (J 2, 1-11)