Nosimy
w sercach prawdy, które są nam szczególnie bliskie. Powstaje wielkie pytanie.
Co dalej z nimi robić? Jaka postawa jest wyrazem sensownej miłości? Kiedy
autentycznie stajemy się pośrednikami działania Ducha Świętego? Na tej drodze
poszukiwań trzeba najpierw wykluczyć dwie niewłaściwe postawy.
W
pierwszym przypadku pojawia się obojętność i egoistyczne zatrzymanie na sobie.
Człowiek cieszy się doświadczaną prawdą. Czerpie z wielorakich darów
otrzymanych od Boga. Ale wszystko zatrzymuje dla siebie. Nie dostrzega innych
ludzi, którzy żyją w potrzebie. W głębi taki człowiek wszelkie dobra uważa za owoc
własnej pracy. Nie jest w stanie podzielić się bezinteresownie nawet z
najbliższymi. Niech każdy sam się trudzi. W wymiarze poglądów zamknięte serce
nie narzuca się, bo tak naprawdę nie jest w stanie z miłością promieniować
dobrem. Wielu chrześcijan nie widzi potrzeby dzielenia się wiarą. W ich
przekonaniu taki obowiązek spoczywa jedynie na osobach, które postanowiły
szczególnie poświęcić się Bogu.
W
drugim przypadku występuje zdecydowanie
odmienna postawa. Ujawnia się zwłaszcza wobec najbliższych członków rodziny.
Często występuje także u ludzi, którzy świeżo weszli na drogę nawrócenia lub
odkrycia jakiś ważnych życiowych prawd. Poczucie obdarowania przez Boga i
oczywistość przeżywanych prawd jest tak wielka, że prowadzi do zakwestionowania
lub pomijania wolności drugiego człowieka. Oczywiście najczęściej nie jest to
świadomy akt odbierania prawa do wolnego wyboru. Ale w praktyce wywierana
presja jest bardzo silna. Usiłuje się
zobligować drugiego do podjęcia i zachowywania reguł moralnych, które samemu
uważa się za właściwe. Prawdy wiary stają się przedmiotem przymusu. Nieraz
rodzice nawet dorosłym dzieciom (oczywiście kwestia przymusu inaczej wygląda
wobec dzieci i nastolatków) chcą nakazywać chodzenie do kościoła lub
podejmowanie zasad, odkrytych w życiu jako najlepsze. Owocem przymusu staje się
często porzucenie w przyszłości nawet najpiękniejszych prawd. Pragnienie
obdarzania jest dobre, ale wiele zostaje zaprzepaszczone poprzez brak miłości i
przytłaczający nakaz, który pozbawia odbiorcę prawa do własnych życiowych
wyborów.
Zarówno
egoistyczne zatrzymanie na sobie, jak i napastliwe zmuszanie do czegoś nie
odzwierciedlają optymalnej postawy, jaką prezentuje Jezus Chrystus. Gdy Mistrz
posyła uczniów, podaję im znamienną instrukcję właściwego postępowania:
„Wchodząc do domu, powitajcie go pozdrowieniem. Jeśli dom na to zasługuje, nich
zstąpi na niego pokój wasz; jeśli nie zasługuje, niech pokój wasz powróci do
was” (Mt 10, 12-13). Genialne ustawienie sprawy w kontekście daru i wolności.
Jezus zaprasza nas do tego, abyśmy z otwartym sercem dzielili się otrzymanymi
dobrami. Niech wypełniający nas pokój jak najpełniej promieniuje. Zarazem
należy drugiemu człowiekowi pozostawić prawo przyjęcia lub odrzucenia
otrzymywanego pokoju i w ogóle wszelkiego dobra.
Zwłaszcza
w odniesieniu do prawd wiary, nie chodzi tylko o to, aby ktoś zaczął
zewnętrznie postępować w oczekiwany, podobny do mojego, sposób. Celem nie jest
nawet, aby w sugestywny sposób intelektualnie przekonać do własnego punktu
widzenia. Najgłębiej, najważniejsze jest to, aby w głębi serca dokonał się
autonomiczny wybór określonej, dobrej drogi życiowej. Gdy nie ma daru, nie ma
co wybrać. Gdy do czegoś jest się na siłę zmuszanym, nie ma wolności. Dopiero
otrzymanie daru i możliwość samodzielnego odniesienia i wyboru w sercu, stanowi
optymalną sytuację. Chodzenie na Mszę św. wpisze się w panoramę całego życia
danego człowieka, gdy będzie owocem dobrowolnie przyjętego w sercu otrzymanego
daru wiary.
Miłość podejmuje drogę bezinteresownego daru i zarazem
respektuje wolność ludzkiego serca. Niech Pan
chroni nas od egoistycznej postawy obojętności i zmuszania. Niech Duch
Święty emanuje poprzez nas pełną pokoju miłością, którą „napromieniowane” serca
pragną chętnie przyjmować.
11 czerwca 2013 (Mt 10, 7-13)