„Nieszczęścia
chodzą parami”, słowa wyrażające przygnębiającą prawdę. Tragiczne wydarzenie.
Doświadczenie ciemnego tunelu, z którego nie ma już wyjścia. Każda rozpaczliwa
chwila sprawia wrażenie wieczności. Wielki ból, gdy ktoś bliski umiera.
Optymistyczne sformułowania przybierają postać odległej abstrakcji.
Beznadzieja, że nic już nie zdoła ukoić bezgranicznego cierpienia, które
wypełnia serce. I oto w tej ciemności
pojawia się jeszcze jedno cierpienie. Znów ktoś bliski umiera lub jakieś sprawy
przybierają tragiczny obrót. Wrażenie pasma niekończących cię cierpień.
W
Ewangelii czytamy o wdowie z Nain, która utraciła swego jedynego syna. Najpierw
zmarł mąż, a teraz syn. Nie pozostał już nikt z najbliższych. Nikt inny nie zdoła zrozumieć bólu, jaki doświadcza w sercu matka, której
dziecko umiera. Przerażające poczucie samotności. Wydaje się, że nawet Bóg
zapomniał. W ogarniającej beznadziei
wołanie do Boga może okazać się ponad siły.
Ale
Jezus nie zapomina. Wszystko widzi. Choć nawet nie jest proszony o szczególną
interwencję, sam przychodzi do wdowy z Nain z pocieszeniem. Wypowiada pełne
troski słowa „nie płacz”, a potem dokonuje cudu wskrzeszenia i oddaje syna
matce. Głębokie współczucie potwierdzone czynem. Wszystkich ogarnia uczucie
radości i uwielbienia dla wielkich dzieł, które Bóg dokonuje. „Wielki prorok
powstał wśród nas, i Bóg łaskawie nawiedził lud swój” (Łk 7, 16). Bezcenne
światło płynie z tego cudu wskrzeszenia.
Gdy
człowiek doświadcza tragedii, jest to moment szczególnej duchowej walki. Szatan
niestety perfidnie chce wykorzystać zaistniałą sytuację. Podsuwa myśli, które
oskarżają Boga. Bóg ukazywany jest jako przyczyna nieszczęścia. Jako ten, który
bezlitośnie odbiera dziecko, małżonka, bliską osobę. Szatan sączy przekonanie,
że zaistniała tragedia jest całkowitym zaprzeczeniem miłości. Bóg zostaje
postawiony na ławie oskarżonych, obarczony winą za absurdalny bieg wydarzeń.
Pod wpływem takiej presji serce naprawdę może zamknąć się w bólu. Wtedy
beznadzieja ogarnia cały nieboskłon niczym najciemniejsze chmury.
Takie
podstępne myśli są jednym wielkim oszustwem. Podobnie jak w przypadku wdowy z
Nain, Jezus przychodzi jako ten, który z miłością współczuje. Jest razem.
Nieraz dokonuje nawet fizycznego wskrzeszenia. Ale najważniejsze jest to, że
Pan zawsze pokonuje śmierć i otwiera nową perspektywę nadziei. Doczesność nie
wyczerpuje całości rzeczywistości. Tak naprawdę jest tylko wprowadzeniem do
tego, co stanowi pełnię istnienia. Wszelkie doczesne rozstanie jest tylko
czasowe i w Wieczności dokona się pełnia ponownego spotkania.
Dlatego
w tragicznych wydarzeniach najważniejsze jest ufne wpatrywanie się w Jezusa
Chrystusa. Otwarcie serca pozwala przyjmować udzielaną Moc Nadziei. Gdy bliska
osoba umarła, wtedy poprzez modlitwę do Boga już teraz zaczyna promieniować moc
duchowego zjednoczenia. W Jezusie już
teraz doświadczenie obecności staje się faktem. Choć nie ma fizycznej
obecności, brak spojrzenia twarzą w twarz, to jednak dokonuje się spotkanie
serc. Nawet jeśli nie dochodzi do fizycznego wskrzeszenia, to ma miejsce jeszcze
ważniejszy cud. Cud, którego owoce są już trwałe na wieki. Poprzez nadzieję w
sercu, jest zwycięstwo nad śmiercią. Blask prawdy, że w Jezusie po śmierci
zawsze następuje Zmartwychwstanie. Przy fizycznym wskrzeszeniu jest to tylko
czasowe odsuniecie śmierci. Duchowe wskrzeszenie otwiera na rzeczywistość,
która już będzie trwała na wieki. Duchowe zjednoczenie ze zmarłym dzieckiem,
mężem, żoną, przyjacielem prowadzi do wiecznego zjednoczenia, które w
Wieczności zaktualizuje się pełnym doświadczeniem współobecności w Bogu.
Gdy przychodzi krzyż cierpienia, dwóch cierpień, czy
wręcz całe pasmo udręk ciała i ducha, heroicznie koncentrujmy się na Jezusie
Chrystusie. Wtedy nawet w najciemniejszej przestrzeni doświadczeń pojawią się
jaśniejsze obszary i światełko nadziei. Nadzieja, która doprowadzi do pełni
Światłości w Niebie.
9 czerwca 2013 (Łk 7, 11-17)