Odwaga uznania swego błędu


„W życiu nigdy się nie mylę. Zawsze mam rację”. Takie deklaracje nie należą wcale do rzadkości. Najczęściej nie są wypowiadane konkretnymi słowami, ale poprzez zarozumiałą postawę. Tacy ludzie sądzą, że imponują swą nieomylnością. W rzeczywistości jest to kompromitacja samego siebie. 

Jeżeli ktoś twierdzi, że nie popełnia błędów, to wynika z tego raczej smutny wniosek. Znaczy to bowiem, że taki człowiek nic nie robi lub tkwi w jakiejś naiwno-śmiesznej iluzji. Każdy sensowny człowiek bowiem wie, że nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Jeżeli coś robimy, to zawsze pojawią się jakieś błędy. I tu rzecz wielkiej wagi! Fakt popełniania błędów, w żaden sposób nie obniża wartości człowieka. Powodem kompromitacji jest  uporczywa niezdolność do uznania swych pomyłek. Wtedy celem poznania staje się uzasadnienie własnej racji, a nie obiektywna prawda. Najważniejsze staje się udowodnienie własnych opinii, które postrzegane są jako „wcielenie prawdy”. Przy takim zapatrzeniu w siebie punktem odniesienia staje się „moja prawda”. „Prawda Boża” schodzi na dalszy plan i właściwie powinna dopasować się do mojej. Wszelkie argumenty, które podważają słuszność moich przekonań, są konsekwentnie odrzucane. Gdy „białe” zostaje błędnie nazwane „czarnym”, „nieomylny” i tak uparcie znajduje argumenty, że „białe” jest „czarne”. Najczęściej takie zarozumiałe podejście łączy się z ośmieszaniem drugiego człowieka. Rozmówca otrzymuje wtedy jasny komunikat: „Jesteś głupszy ode mnie. Ja wiem lepiej”.  

Uznanie błędu nie jest oczywiście celem samym w sobie. Zdarza się, że ktoś otwarcie przyznaje się do pomyłki lub niewłaściwej decyzji, ale nic z tym potem nie robi. Nie wyciąga żadnych głębszych wniosków.  W rezultacie czas płynie i nie następuje żaden rozwój. Nieraz popełniony i uznany błąd staje się materiałem, aby dołować siebie. Takie trwanie w kompleksach nie jest właściwe. 

Szukając optymalnej postawy, wiele możemy nauczyć się od Natanaela, o którym Jezus mówi: „Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu”.  Natanael, wychowany na mądrości „Prawa i Proroków”, zgodnie z ogólną opinią, oczekiwał na Mesjasza, który przyjdzie jako potężny wyzwoliciel w świętym mieście Jerozolimie. Jerozolima była postrzegana przez pobożnych Izraelitów jako centrum całego świata. Tylko to święte miasto było godne, aby z niego pochodził ten, „o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy”. Dlatego, gdy Natanael usłyszał od Filipa o ubogim Jezusie ze skrajnie peryferyjnego Nazaretu, stwierdził początkowo z powątpiewaniem: „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?”. Na tym etapie swym stanem świadomości i przeżywaniem niewiele różnił się od uczonych w Piśmie i faryzeuszy. Ale po bezpośrednim spotkaniu z Jezusem, Natanael zaprezentował radykalnie odmienną postawę od większości zarozumiałych izraelskich mędrców. Tamci nadal tkwili w błędzie i sprawnie uzasadniali swe racje. Natanel natomiast uczynił coś niezwykłego. Pokornie uznał nieprawidłowość swego wcześniejszego osądu i posłuszny odczytanej w sumieniu prawdzie wyznał: „Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela”. Oto „prawdziwy Izraelita”.

 „Prawdziwy człowiek” to ten, który w sercu nastawiony jest na szukanie prawdy, a nie na udowadnianie tezy „ja mam rację”. Prawda nie od razu się w pełni odsłania lub może być początkowo błędnie odczytana. Dzięki pokornemu umysłowi i czystemu sercu, odkrycie prawdy powoduje uznanie błędu i odejście od wcześniejszej niewłaściwej opinii. 

Oto właściwa droga! Wielkość nie jest trwaniem  w iluzji „nieomylności”. Wielkość  człowieka polega na gotowości do pokornego uznania błędu, aby przyjąć to, co jest w oczach Bożych prawdziwe i dobre.

24 sierpnia 2013 (J 1, 45-51)