„Lepiej nie wychylaj się z szeregu”. „Żeby tylko ci
się coś nie stało”. Niektórzy od dziecka zostali nasyceni takimi ostrzeżeniami.
Gdy pewne treści wnikają w człowieka od samego początku, stają się częścią
najgłębszych pokładów osobowości. Te „wdrukowane kody” są jak wewnętrzny pilot,
który automatycznie prowadzi po życiowej drodze.
Jest to bardzo niebezpieczne, gdy człowiek został
nasycony słowami, które wyzwalają reakcje lękowe. Lęk staje się paralizatorem,
który blokuje lub wręcz uniemożliwia podejmowanie normalnego twórczego życia.
Wszelkie rodzące się pomysły bardzo szybko są zbijane „czarnym scenariuszem” litanii
różnego rodzaju niebezpieczeństw. W żaden sposób nie można jednak zgodzić się
na takie życie zatrute lękiem. Jeśli ktoś nie ma zasadniczo problemu w tym
względzie, to niech Bogu dziękuje i pomaga innym wydobyć się z tego
zniewolenia. Jeśli lękliwe myśli i reakcje wypełniają codzienność, to trzeba
zdecydowanie coś z tym zrobić. Najlepszą terapią jest uzdrawiająca mądrość
Bożego Słowa.
W jednej z ewangelicznych przypowieści Jezus
mówi o trzech sługach, którzy od wyjeżdżającego pana otrzymali jego majątek w
kwocie pięciu, trzech i jednego talenta (por. Mt 25, 14-30). Talent był
równowartością około sześciu tysięcy denarów; denar zaś stanowił zwyczajową
opłatę za dniówkę pracy. Tak więc nawet jeden talent stanowił wielką sumę. Dwaj
pierwsi odważnie wzięli się do kreatywnej pracy i proporcjonalnie pomnożyli to,
co otrzymali. Trzeci sługa natomiast zakopał uzyskany talent w
ziemi.
Znamienna jest reakcja pana, która odzwierciedla
poglądy samego Jezusa. Sługa, który zwrócił pierwotnie otrzymany talent, bez żadnego
wypracowanego zysku, uzasadnił swą postawę słowami: „Bojąc się więc, poszedłem
i ukryłem twój talent w ziemi”. Dopowiedzmy, że nie było to wtedy jakieś bardzo
dziwne zachowanie. Prawo żydowskie pozwalało na zakopanie w ziemi otrzymanych
pieniędzy, co zwalniało zakopującego od odpowiedzialności za ten
depozyt. To ważna informacja. Ewidentnie widać, że trzeci sługa jest
zniewolony lękiem o siebie. Najważniejsze jest dla niego własne
poczucie bezpieczeństwa. Nie jest zatroskany o pomnożenie dobra drugiego
człowieka. Ale jest jeszcze coś gorszego. Nie uznaje lęku jako własnej
słabości, ale usprawiedliwia się bojaźnią przed złym panem. To pan zostaje
oskarżony.
Oto otrzymujemy obraz zalęknionego człowieka, który
ostatecznie całą winę zwala na drugiego człowieka i zewnętrzne okoliczności.
„Sługo zły i gnuśny”. Te ostre słowa jasno wskazują na niewłaściwość takiej
postawy. Jest to bowiem swoista samozagłada. Zalęknienie prowadzi do
frustracji; z czasem wewnętrzny stan psychiczny i duchowy przeobraża się w „ciemności,
płacz i zgrzytanie zębów”. Taki zalękniony człowiek ma pretensje to
całego otaczającego świata. Inni mają lepiej, a mnie przypadł los najbardziej
poszkodowanego przez Boga i ludzi. W rzeczywistości powodem nie są inni, lecz
własny egoistyczny lęk.
Jezus zawsze pragnie chronić przed zgubnymi
zachowaniami. Dlatego z mocą wskazuje na pozytywny przykład sług,
którzy odważnie pomnożyli otrzymane talenty. Uczeń Jezusa to człowiek, który
opuszcza „logikę lęku” i podejmuje „logikę odwagi”. Nie jest najważniejsza
wielkość uzyskanego owocu podjętych działań. Niezależnie od wypracowanej kwoty,
każdy z dwóch odważnych sług usłyszał: „wejdź do radości twego
pana”. Postawa odwagi otwiera człowieka na drugiego i otaczającą rzeczywistość.
Najgłębiej na samego Boga. To wyzwala wewnętrzną pasję oraz radość tworzenia i
rozwijania. Zamiast „niszczącego świętego spokoju” pojawia się
ożywiająca fascynacja odważnie podejmowanymi wyzwaniami.
Odwaga ściśle łączy się z ryzykiem. Ale jeśli
ryzyko jest mądrze przeżywane z Bogiem, to nawet w przypadku „śmierci” dokona
się największy zysk w postaci „radości zmartwychwstania”. Panie,
dziękuję Ci za dar odwagi podjęcia pustelniczej drogi…
31 sierpnia 2013 (Mt 25, 14-30)