Życiodajne umieranie


Warto obserwować przyrodę. To wielka nauczycielka życiowej mądrości. W bardzo prosty sposób możemy zrozumieć prawdy, które w życiu są trudniej dostrzegalne. Wspaniale widać to na przykładzie ziarna. Sam Jezus posłużył się tym wymownym obrazem: „Jeżeli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity”. Ziarno może pozostać w glebie w całości. Zachowuje swe istnienie, ale staje się bezowocne. Ostatecznie jednak nawet najbardziej suche i twarde, też ulegnie zniszczeniu. Z kolei ziarno, które ulega rozpadowi na skutek procesów wegetatywnych, przestaje rzeczywiście istnieć. Ale nie jest to rodzaj unicestwienia. Wręcz przeciwnie, „śmierć tego ziarna” staje się źródłem „życia wielu ziaren”. 

 Bardzo podobnie sprawy wyglądają w życiu ludzkim. Przed człowiekiem stają dwie radykalnie odmienne drogi. Na pierwszej drodze człowiek koncentruje się na sobie. Podejmuje wiele starań, aby swe życie jak najbardziej przedłużyć. Celem życiowym staje się walka tylko o własne interesy. Serce zamyka się coraz bardziej. Przy sprawności bojowania można rzeczywiście bardzo dużo dla siebie uzyskać. Ale to wszystko jest powierzchowne. W sercu takiego człowieka zaczyna narastać poczucie samotności. Tak naprawdę bowiem wszystko dokoła jest traktowane tylko jako kolejne przedmioty. Nie ma tu logiki dawania, ale dominuje wszechobecna postawa brania. W konsekwencji rodzi się postawa pretensjonalności i samoizolacji. Niektórzy bardzo dobrze zabezpieczyli swe życie, ale za cenę „piekielnej samotności”. Niejednokrotnie nawet najbliżsi zaczynają uciekać, bo już dłużej ciężko wytrzymać z takim egoistycznie nastawionym człowiekiem. Zarazem egoista nie uznając swego zapatrzenia w siebie i koncentracji na sobie, zaczyna cierpieć, że inni od niego odchodzą. Cierpi także, że jest niedoceniony. Jakże bolesna choroba zapatrzonego w siebie „ja”. Ale najtragiczniejsze jest to, że w pewnym momencie nawet życie doczesne zostanie utracone. Jezus jasno mówi: „Ten, kto kocha swoje życie traci je”. Realne niebezpieczeństwo totalnej wiecznej samotności, czyli piekła.

             Dlatego lepiej obrać inny rodzaj życia, do którego zaprasza Jezus. Największa trudność występuje na początku tej drogi. Pojawia się pozorna sprzeczność z najbardziej podstawowymi dążeniami. W naturę ludzką wpisane jest pragnienie życia. A oto Jezus proponuje, aby być jako ziarno, które obumiera. Z mocą woła: „a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne”. Mamy tu dwa podstawowe wskazania. Najpierw odnośnie zwykłego, doczesnego życia. Otóż być jak umierające ziarno, to zaprzestać egoistycznej koncentracji na własnym „ja”. To wejść na drogę realnej troski o „ty”. Przestaję przede wszystkim martwić się o swoje interesy, a staram się możliwie najwięcej dobra czynić dla drugiego człowieka. Takie podejście, nie tylko duchowo, ale i fizycznie przekłada się na rzeczywistość umierania. Jest to odchodzenie od modelu brania i wchodzenie na drogę dawania. W sercu rodzi się miłość, która prowadzi do rodzenia nowego życia. Samotność umierania przekształca się po latach w obfity plon. 

Pierwsi pustelnicy, inspirowani nauką Jezusa, udali się, aby umierać na pustyni. Potem tłumy wyruszyły w ich poszukiwaniu. W XIX wieku jeden z pustelników, św. Charbel, przez lata umierał w Panu, a teraz setki tysięcy ludzi ciągną do jego życiodajnej pustelni, aby spotkać Boga.   

             Ale od doczesnych owoców, ważniejsze jest zyskanie życia wiecznego. Z woli Pana, warto nawet najciężej umierać przez długie lata. Czymże to jest wobec późniejszego szczęścia, które już nigdy się nie skończy w życiu wiecznym? …    

10 sierpnia 2013 (J 12, 24-26)