„Był najmilszym człowiekiem
na świecie i troszczył się o nas. Pamiętam, jak razem jadaliśmy, bawiliśmy się
w ogrodzie, jak czytał mi bajkę o Jasiu i Małgosi”. Jakże wspaniałe rodzinne
wspomnienie. Na pewno do głębi szczere. Jest jednak pewne „ale”… Owym
"najmilszym człowiekiem" był Rudolf Höss, komendant obozu
koncentracyjnego Auschwitz; jeden z największych masowych morderców w historii
ludzkości, odpowiedzialny za śmierć milionów ludzi…
„Cóż za przemiły człowiek.
Po prostu do rany przyłóż. Zawsze chętnie służy pomocą”.
Piękna opinia na temat innej osoby, podzielana przez liczne grono
znajomych. Sęk w tym, że ów czarujący człowiek w rodzinnym domu był dla swych
najbliższych pełen zimnej obojętności i trudno było się o cokolwiek doprosić.
Zdarzały się nawet agresywne zachowania wobec żony i dzieci.
Pierwszy
z wymienionych prezentuje typ człowieka, który w rodzinnym gronie i pośród
najbliższych jest pełen dobroci. Potrafi w rodzinie, pośród przyjaciół,
obdarzać szlachetnymi i ciepłymi uczuciami. Jednocześnie ludzie z dalszych
kręgów są już traktowani zupełnie inaczej. W skrajnych przypadkach są
nawet sprowadzani do poziomu bezwartościowego przedmiotu. Oczywiście
ktoś postrzegany jako nieprzyjaciel traci tu zupełnie prawo do miłości i
wyższych uczuć. Najbliższy po złym uczynku może być nawet z miłością
przytulony. Nieprzyjaciel za podobne zachowanie doświadczy nienawistnego
spojrzenia, które może przekształcić się w raniący, a nawet śmiertelny cios.
Drugi ze wspomnianych ludzi
prezentuje „odwrotne” zachowanie. Tym razem ludzie z dalszego otoczenia mogą
liczyć na przyjazne zachowania i ewentualną pomoc. Jak trzeba, to obca osoba
może otrzymać nawet całe dziesiątki minut czasu na rozmowę przez telefon. Nie
jest problemem poświęcenie całego popołudnia na wykonanie potrzebnych prac u
kogoś. Jednocześnie mąż lub żona otrzymują „z łaski” co najwyżej kilka
minut na rozmowę; najdrobniejsze prace w domowym
gospodarstwie są nieraz odkładane całymi tygodniami, „z braku
czasu”. Paradoksalnie, najbliższy jest traktowany jak nieprzyjaciel,
zaś obcy jak przyjaciel.
W pierwszym przypadku
zasadniczo chodzi o to, że świat podzielony jest na bliskich (ludzi) i dalszych
(nie-ludzi). To tłumaczy fakt, że własne dziecko jako ukochana osoba jest czule
przytulane, zaś inne dzieci jako przedmioty są nawet bezpardonowo
wykorzystywane i muszą niewolniczo pracować (np. fabryki wielu potężnych
korporacji).
W drugim przypadku
najczęściej występuje zakładanie maski dobrego człowieka. Celem jest chęć
uzyskania dobrej opinii. Takie chodzenie w faryzejskiej glorii wspaniałego,
dobrego człowieka. W domu już nie da się tak grać i w konsekwencji ujawnia się
cała prawda wnętrza. Dodatkowo, udawanie na zewnątrz zwiększa napięcie nerwowe,
które potem rozładowywane jest na najbliższych.
Te dwa zewnętrznie odmienne
przypadki sprowadzają się w sumie do tego samego: prawo do miłości zyskuje
tylko jedna grupa, zaś druga grupa otrzymuje niechęć czy wręcz nienawiść. W tym
kontekście, warto pamiętać, że nawet najwspanialsze zachowania jedynie wobec
„wybranych” nie dają prawa do nazywania się chrześcijaninem. Stajemy się
chrześcijanami dopiero wtedy, gdy zgodnie z nauką Ewangelii kochamy wszystkich
ludzi. Oczywiście w zależności od rodzaju relacji, istnieje zróżnicowanie w
charakterze i w intensywności miłości. Ale nie na tym koniec.
Jezus woła: „Miłujcie
waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie
tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają” (Łk
6,27n.) . To często przekracza ludzkie siły, ale Bóg udziela potrzebnych łask.
Jezus dał doskonałe świadectwo takiej miłości bez jakichkolwiek granic. Nie
ograniczył się do jednej rodziny i narodu, ale oddał życie za ludzi ze
wszystkich narodów. Umierał na krzyżu, kochając zarówno swą Matkę,
jak i okrutnie poniżających Go oprawców. Panie, ucz nas Miłości bez
ograniczeń...
12 września 2013 (Łk 6, 27-38)