Spokój... znak Boga czy diabła?


 „Świetne samopoczucie. Pełny spokój”. Czy doświadczenie takiego błogiego stanu oznacza automatycznie, że wszystko jest w porządku? Czy można utożsamić spokój sumienia z byciem na dobrej drodze?  Często pada pozytywna odpowiedź. Niestety, jest to złudne przekonanie. Wszystko zależy bowiem od tego, gdzie obecnie jesteśmy w życiu i w jakim kierunku pragniemy zdążać. W funkcji tego, „spokój” oznacza: „jest dobrze” lub „jest źle”. Jest to związane z radykalnie odmiennym oddziaływaniem Ducha Świętego i złego  ducha. 

Jeśli człowiek znajduje się na złej drodze lub na taką chce wejść, wtedy mocno ujawnia się oddziaływanie złego ducha, który uspokaja człowieka. Taka strategia ma na celu utrzymać w grzechu lub wprowadzić w grzeszny stan. Dobrą ilustracją jest tu rutynowa wizyta u mechanika przed pilnym długim wyjazdem. Po dokonaniu oględzin, okazuje się, że są problemy z silnikiem.  Trzeba samochód zostawić i poddać gruntownej naprawie. Po takiej diagnozie mechanika mogą podstępnie pojawić się uspokajające myśli. Zły duch będzie starał się wtłoczyć przekonania w stylu: „mechanik przesadza”, „jedź spokojnie”, „nic ci się nie stanie”. Siła perswazji pokusy może być tak mocna, że człowiek  zarozumiale zbagatelizuje ostrzeżenia i bez naprawy spokojnie wyruszy w podróż. 

Głos Ducha Świętego w tej sytuacji ujawnia się poprzez mechanika, który kompetentnie mówi prawdę. Prawda w tym przypadku jest niewygodna i nie wprowadza spokoju, ale wręcz może zdenerwować i wewnętrznie rozstroić. Taki pilny wyjazd, a mechanik zamiast potwierdzić, że wszystko w porządku, straszy wypadkiem. Może nawet dojść do spięcia pomiędzy uczciwym mechanikiem i klientem, który oczekiwał słów „samochód w porządku”, a nie „samochód popsuty”. 

Warto dostrzec zróżnicowanie strategii w sytuacji zła. Zły duch uspokaja człowieka, gdyż dzięki temu chce zastawić sidła. Gdy silnik jest rzeczywiście niesprawny, wówczas  spokojne wyruszenie w trasę z dużym prawdopodobieństwem skończy się awarią, a nawet tragicznym wypadkiem. Np. zły duch taki złudny pokój wlewa w sumienia tych, którzy grzesznie żyją jak mąż z żoną, choć małżeństwem nie są. Podobnie, gdy ktoś tkwi w nałogu, zły duch zawsze uspokaja takiego człowieka, mówiąc, że wszystko jest super.  

W sytuacjach grzechu Jezus działa radykalnie inaczej. Przychodzi z ogniem miłości, aby wypalać zło i ratować człowieka. Dlatego wlewa w serce człowieka niepokój, że „coś jest nie tak”. Najczęściej przychodzi przez człowieka, co może spowodować nawet poważne rozłamy pomiędzy najbliższymi. Gdy np. przyjaciel powie przyjacielowi wikłającemu się w romans, że nie powinien rozbijać czyjegoś małżeństwa, może się to skończyć  brutalnym zakończeniem dotychczasowej przyjaźni. W tym świetle stają się zrozumiałe, początkowo nawet szokujące, słowa Jezusa: „Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie,  powiadam wam, lecz rozłam” (Łk 12, 51). Ten rozłam jest konsekwencją Bożej miłości; tzn. precyzyjnie mówiąc, rezultatem odrzucenia tej miłości przez człowieka żyjącego w grzechu, który odcina się od Boga i Jego proroków.  

Gdy człowiek  jest na dobrej drodze lub na takową pragnie wyruszyć, wtedy sytuacja jest diametralnie odmienna. Tym razem Duch Święty uspokaja i wlewa pokój w serce, zaś zły duch chce wprowadzić niepokój i zamęt. Np. w stanie wzajemnej wierności i szacunku, małżeństwo doświadcza pokoju, który pochodzi od Boga. Pokój jest tutaj znakiem Boga. Zły duch natomiast będzie chciał mącić. Dlatego będzie usiłował wprowadzić niepokój np. poprzez oskarżające myśli odnośnie współmałżonka.

Tak więc warto pamiętać, że poczucie spokoju nie jest stanem jednoznacznym. Gdy człowiek jest na złej drodze, wtedy szatan daje spokój, zaś Bóg niepokój sumienia. Gdy człowiek  jest na dobrej  drodze, wtedy Bóg obdarza pokojem serca, zaś szatan niepokoi. Panie, udzielaj nam daru dobrego rozeznania… 

24 października 2013 (Łk 12, 49-53)