Odwagi! Wypowiedz do końca swe największe
pragnienia. Wykrzycz bez obaw ukrywany w głębi serca świat marzeń i tęsknot. Po
prostu wołaj i nie stawiaj żadnych sztucznych ograniczeń słowu, które dotąd
bezwzględnie ściskane, pragnie w końcu wydostać się na wolność…
Tak! Tego typu wołanie to jak najbardziej
zaproszenie dla człowieka głęboko wierzącego. To podjęcie na serio słów samego
Jezusa Chrystusa, który zdecydowanie mówi: „Proście, a będzie wam dane;
szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie a otworzą wam” (Por. Łk 11, 5-13).
Niestety, takie pełne wigoru zaangażowanie pojawia się najczęściej tylko u
rewolucjonistów bez Boga; wtedy jednak prowadzi jedynie do budowania nowych
życiowych pogorzelisk. Aby w jakikolwiek sposób nie skalać się taką
gwałtownością, usta ludzi dobrze ułożonych zaledwie subtelnie się otwierają i
niby coś tam mówią, ale tak naprawdę serca nadal pozostają zamknięte. Jedni
pokrzyczą, drudzy nic nie powiedzą i świat ludzkiego życia bez większych zmian
toczy się dalej. A właściwie precyzyjnie stwierdzając fakty, to w miarę upływu
czasu takie krzykliwo-nieme rozwiązania prowadzą do stanu, gdzie życie staje
się smutną równią pochyłą.
Sam bezbożny krzyk na początku pozwala
odreagować, ale potem powstaje przytłaczające poczucie pustki. Ta pustka staje
się tak nieznośna, że trzeba ją kolejnym krzykiem zagłuszyć. Krzyk, pustka,
zagłuszanie i tak w koło. Rodzi się autodestrukcyjna spirala. Brak
wypowiedzenia wnętrza z kolei powoduje, że nawet stanięcie w obliczu Boga
niewiele wnosi. Bóg pragnie dać, ale człowiek nie wyraża na serio
zainteresowania Bożą ofertą Miłości.
Cała wielka sztuka polega na tym, aby jak
najściślej połączyć ze sobą trzy zachowania: wołać na całego tak długo, jak
tylko trzeba; stanąć przed Bogiem, z jak największą świadomością Jego
Obecności; cierpliwe czekać, aż do czasu poczucia otrzymania Bożej odpowiedzi.
Chodzi o to, żeby błagalny krzyk kierować do Boga. Najlepiej postawić sobie
przed oczy konkretny obraz lub krzyż i szczerze do bólu Panu Bogu opowiadać o
swych pragnieniach. Jakaś wstępna cenzura jest bez sensu i co najwyżej stanowi
skuteczny sposób wcielania w swe życie metod „mieszczańskiej moralności Pani
Dulskiej”. Nawet jeśli człowiek pragnie czegoś niezgodnego z Wolą
Bożą, to warto odważnie o tym powiedzieć. Przemilczenie spowoduje, że będzie w
nas tkwił kwas „jakiegoś chcenia”, który skutecznie może zatruwać
zazdrością i zawiścią cały organizm życiowy. Cierpliwe wołanie spowoduje, że z
czasem odkryjemy bezsensowność takiego pragnienia. Pewna dziewczyna
w ekstremalnym napięciu zawołała: „Panie daj mi męża, bo jak nie, to pójdę się
utopić! Nie żartuję!”. Dzięki temu, że wszystko Bogu do końca
wygarnęła, tak się tym krzykiem wymęczyła, że już potem kompletnie nie miała
ani sił, ani ochoty, żeby iść się utopić. Zarazem w tym płomieniu szczerości, w
końcu odkryła, że codzienne samotne wstawanie, to w jej przypadku bardzo sensowny
pomysł Pana Boga na życie.
Tak więc kluczem do sukcesu jest dogłębne
otworzenie swego wnętrza przed Bogiem, który jest Pełnią Istnienia. Dzięki temu
krzyk nie ginie w pustce, ale zanurza się w Obecności. Tym razem uruchamia się
prawdziwie twórczy proces. Ludzkie wołanie jest przenikane Bożą Łaską. Ta
Obecność uświęca i przeobraża pragnienia modlącego się człowieka. Wytrwała
modlitwa sprawia, że spełnia się Jezusowa obietnica: „kto prosi, otrzymuje; kto
szuka, znajdzie, a kołaczącemu otworzą”. Człowiek otrzymuje to,
czego pragnął, lub odkrywa, że co innego jest najlepsze.
Jeśli szczerze prosimy o Ducha Świętego, można
być pewnym, że otrzymamy, gdyż „Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go
proszą”. Dlatego gorącym sercem błagajmy o dar Ducha Świętego dla siebie oraz
dla tych, których pragniemy obdarować tym Szczęściem…
10 października 2013 (Łk 11, 5-13)