Proszę pomóż... wyzwalajacy konkret




          „Dam sobie radę. Nie potrzebuję pomocy. W życiu trzeba liczyć tylko na siebie i na własne siły”.  Niejednokrotnie można usłyszeć tego typu stwierdzenia. O wiele częściej takie przekonania o własnej samowystarczalności krążą w głębinach podświadomości; wprawdzie nie są zwerbalizowane, ale jak najbardziej realnie  determinują nasze konkretne wybory i zachowania. Pokładanie ufności jedynie we własnych siłach i zdolnościach, to bez cienia wątpliwości jedna z najbardziej sztandarowych pseudo-recept na życie. 

Współczesna kultura bardzo mocno promuje konieczność samorealizacji, samorozwoju i samodoskonalenia. Dodatkowo różne epizody z dotychczasowej historii życia mogą wręcz wdrukować moralny obowiązek  samowystarczalności.  Pycha i chore ambicje traktują prośbę o pomoc  jako wstydliwe upokorzenie. Taki stan „samo- zbawiania”  praktycznie uniemożliwia duchowy rozwój człowieka. Następuje wręcz duchowy upadek na skutek pęcznienia ego. Doprecyzujmy, że dla chrześcijanina „duchowy” oznacza „będący pod działaniem  Ducha Świętego”. 

Można  być zewnętrznie sprawnym i zaradnym działaczem religijnym, w którym dusza umiera. Bóg bowiem stanowi jedynie środek do pompowania własnego balonika pychy. Paradoks polega na tym, że prezentując taką postawę, można być przekonanym o swej ufnej wierze. 

Co w takim razie robić, aby podjąć autentyczne życie duchowe? Jak uniknąć pułapek samowystarczalności? Jak nie staczać się  duchowo? Potężny snop światła daje nam zachowanie Bartymeusza, niewidomego żebraka w Ewangelii. Gdy pewnego razu usłyszał, że w pobliżu przechodzi Jezus Chrystus,  zaczął wołać: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną” (Por. Łk 18, 35-43).  Tak oto żebrak konkretnie wyznał i pokornie uznał swą ograniczoność i słabość. Błaganie o litość stało się aktem wyzwalającym; aktem, który uwalnia  ze skorupy „swej  pysznej boskości”, otwierając na pomoc Boga. Ale uwaga! To nie był jedynie Bóg w sumieniu, ale Bóg przychodzący w drugim Człowieku. Obecnie dobrym obrazem takiej sytuacji jest spowiedź lub towarzyszenie duchowe.  Ewangeliczny żebrak wołał o pomoc do Boga,  który fizycznie był przed nim w Jezusie Chrystusie.  W spowiedzi przychodzimy do Jezusa, który jest obecny w kapłanie. To chroni przed litanią iluzji. 

Następnie  warto zwrócić uwagę, że wołanie żebraka o pomoc spotkało się ze sprzeciwem ze strony ludzi, którzy wręcz „nastawali na niego, aby umilkł”.  Dało o sobie znać tzw. „ludzkie gadanie”. Na szczęście żebrak nie ugiął się pod presją, ale z jeszcze większą determinacją błagał o uzdrowienie. Dokładnie tak trzeba robić!  Poprzez płytkie ludzkie opinie lub przewrotne myśli w świadomości, zły duch  chce wyperswadować człowiekowi powzięty Boży zamysł. Na różny sposób napastliwie woła: „umilknij”, „nie mów tego”. Trzeba jednak bardziej słuchać Ducha Świętego niż złego ducha.  Jeśli doświadczamy pokusy, aby coś przemilczeć, to znak, że tym bardziej trzeba to powiedzieć.  

Wreszcie jeszcze jedna sprawa ogromnej wagi. Po usłyszeniu ogólnej prośby o pomoc, Jezus zapytał konkretnie „co chcesz, abym ci uczynił”. Żebrak precyzyjnie odpowiedział: „Panie, żebym przejrzał”.  Dzięki szczerej konkretnej odpowiedzi, w połączeniu z wiarą w sercu, uzdrowienie stało się faktem.  Wielka pokusa polega na popadaniu w ogólniki. Tylko jakieś ogólne dylematy. W rzeczywistości jest to subtelne zakrywanie konkretnych obszarów nędzy. Takie ogólne mówienie niewiele wnosi,  a jedynie służy pysze, która dba o wizerunek. Aby doświadczyć uzdrowienia, niezbędne jest konkretne wypowiedzenie grzechu, wstydliwego zachowania lub myśli. Mówienie konkretów jest znakiem pokory. Mętne ogólniki, to raczej ukrywanie czegoś, pyszne owijanie w bawełnę.

Realne uznanie swej słabości i ograniczoności, słuchanie bardziej Boga aniżeli podszeptów złego i pokorne odsłanianie prawdy poprzez konkrety, oto droga do uzdrowienia duchowego. Kto z wiarą w sercu podejmuje taką drogę, może być pewny, że podobnie jak Ewangeliczny żebrak usłyszy od Jezusa: „twoja wiara cię uzdrowiła”…

18 listopada  2013 (Łk 18, 35-43)