„W życiu nie jest najważniejsze, co przeżywamy, ale z
kim to przeżywamy”. Bez cienia przesady, głębokie odkrycie tej prawdy jest jak
błyskawica, która rozświetla ciemności. Często najważniejszy staje się
wymarzony zestaw życiowy, w którym jest jak najmniej cierpień i trudów. Warto
jednak spojrzeć zupełnie inaczej. Otóż na drodze do szczęścia, tak naprawdę
najważniejsze są osoby, z którymi możemy przeżywać określone sytuacje
życiowe.
Wyraziście ilustruje to zestawienie pewnych dwóch
małżeństw. Otóż w jednym przypadku, mąż i żona dość szybko doszli do intratnych
stanowisk w swoich korporacjach; zaczęli bardzo dobrze zarabiać i w niedługim
czasie zakupili piękny dom. Całkowicie poświęcili się karierze i pracy w
służbie swych „życiodajnych korpo”. Z czasem ujawniła się coraz
wyraźniej dostrzegalna rywalizacja i zazdrość pomiędzy małżonkami w kwestii
wysokości pensji oraz odniesionych sukcesów. W konsekwencji, luksusowy dom stał
się zimnym hotelem pretensjonalnych konkurentów.
W drugim przypadku, małżonkowie mieli skromną pracę.
Dzieci były dla nich ważniejsze od materialnego luksusu. Wprawdzie mieli ubogie
warunki mieszkaniowe, ale autentycznie się wspomagali. Po „odlotach” szefa w
pracy, mąż mógł liczyć na ciepłe przytulenie po powrocie do domu. Czuł się
szanowany i wspierany. Żona mogła poopowiadać o dzieciach i tak w ogóle wygadać
się z tego wszystkiego, co jej na sercu leżało. Współczuła koleżankom, które
czuły się samotne i niekochane. Skromne mieszkanie jak najbardziej
kojarzyło się tutaj z ciepłym ogniskiem kochającej się rodziny.
Co lepsze? Wielkie finanse, świetne stanowisko i
zazdrosny człowiek-konkurent czy skromna pensja, ubogie mieszkanie i
człowiek-autentyczny przyjaciel? Tak! Nie jest najważniejsze, „co się w życiu
ma i co się przeżywa”, ale „z kim się to ma i z kim się to przeżywa”!
Zdecydowanie lepiej „mało mieć” z osobą, która „dużo jest”, niż „dużo mieć” z
osobą, która „mało jest”. Ludzie jednak różnie wybierają… Ale warto pamiętać,
że nawet największe luksusy, bez miłości przyniosą doświadczenie piekła. Z
kolei, jeśli jest osoba, która szczerze kocha, wtedy nawet największe
cierpienia przeobrażają się w posmak Nieba.
Warto zauważyć, że ten właśnie kierunek życiowy obrali
Józef z Maryją, co możemy dostrzec na kartach Ewangelii. Charakterystyczny jest
epizod, gdy Józef dowiaduje się, że Maryja jest w stanie błogosławionym, po
zaślubinach, ale jeszcze przed wspólnym zamieszkaniem (Por. Mt 1, 18-24). Nie
mieli relacji seksualnej. Tak więc pozostawało tylko jedno naturalne
wyjaśnienie: bolesna niewierność. Prawo przewidywało ukamienowanie takiej kobiety
na progu jej rodzinnego domu. Ale miłosierny Józef heroicznie uwierzył w dobroć
i czystość Maryi. Dzięki temu otworzył się na światło Ducha Świętego i w
konsekwencji „uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do
siebie”.
Ta sytuacja ewidentnie pokazała, że Maryja
zawsze mogła liczyć na wsparcie Józefa. Podobnie Józef, po wielokroć mógł
przekonać się, że Maryja jest świętą kobietą, heroicznie posłuszną Woli Bożej.
Trudno o większy dar. Tak po ludzku, mieli ciężkie życie, ale w tym wszystkim
wzajemnie się wspierali. Mogli nawzajem cieszyć się cudem obecności kochającej
osoby, która szczerze pomaga podejmować życiowe ciężary. Ale
absolutnie największym darem była dla nich obecność Jezusa. Otworzyli się na
Jego promieniowanie i dzięki temu przeszli przez całe życie w postawie
świętości.
Nie
jest najważniejsze, co w życiu nas spotka. Jeśli będziemy z kochającą osobą,
będzie wspaniale. Z tym niestety bardzo różnie bywa… Ale jedno jest pewne!
Jeśli otworzymy się na Chrystusa, to na pewno ze wszystkim pięknie damy sobie
radę. Wielkie cierpienia czy radości; mało ważne. Z Jezusem w sercu, wszystko
staje się drogą do Nieba…
18 grudnia 2013 (Mt 1, 18-24)