„Piękne chwile nie są po to, aby
przemijać. Piękne chwile są zaproszeniem, aby podjąć ich tajemniczy dotyk na
dalszej drodze życia”. Ta prawda świetnie pasuje do świąt Bożego Narodzenia.
Bardzo często można usłyszeć komentarz w stylu „święta, święta i po świętach”.
Nostalgiczna nuta, smutno zamykająca kolejny bajkowy rozdział. Chcąc nie chcąc,
trzeba ponownie wejść w szary strumień dotychczasowej prozy życia.
W rezultacie prawda o Narodzeniu Jezusa prawie
nic trwałego nie wnosi. Co najwyżej pozostaje miłe wspomnienie. Oczywiście
można prezentować takie podejście, ale to wielkie marnotrawstwo otrzymanych
łask. Dlatego o wiele bardziej sensowne jest podejście, które proponuje
Kościół. Otóż od Uroczystości 25 grudnia przeżywamy jeszcze czas Oktawy Bożego
Narodzenia. Przez osiem kolejnych dni nasycamy się prawdą, że Bóg stał się
Człowiekiem. Odkrywamy kolejne odsłony tego zbawczego wydarzenia, które może na
trwałe zmienić dalszy bieg naszego życia. Realna przemiana jest jak najbardziej
możliwa, jeżeli Boże Narodzenie przestaniemy traktować jako bajkową opowiastkę
dla małych dzieci. W rzeczywistości chodzi o konkret życia „na
poważnie”.
W dzisiejszym dniu Jan Apostoł zaprasza nas do
odkrycia prawdy, że tylko miłość jest w stanie nadać życiu sens. Ten „banał”
dla wielu osób stanowi jedynie pretekst do pretensji w rodzaju: „dlaczego nie
jestem kochany?”. W takim rozżaleniu trudno dopatrzeć się śladów
Bożego Narodzenia i Zmartwychwstania. Na szczęście istnieją całkiem inne słowa.
Jakie? „Ujrzał i uwierzył” (J 20, 8), zapisane w Ewangelii odnośnie postawy
Jana Apostoła. Ujrzeć stanowi odniesienie do prostego fizycznego
faktu, który dostrzegany jest oczami. Uwierzyć stanowi
interpretację napotkanej rzeczywistości. Uwierzyć, to głęboko w
sercu doświadczyć prawdy, że Jezus się narodził, umarł i zmartwychwstał.
Naturalną konsekwencją tego odkrycia jest posmakowanie prawdy o byciu kochanym
Boską Miłością. Z tego zaś wynika gorące pragnienie, aby dalej tę miłość przekazywać.
Szok! Totalna zmiana logiki przeżywania. Zamiast oczekiwania na miłość, sam
wychodzę z miłością. Boże Narodzenie staje się wyzwalaczem uśpionej Miłości.
Gdy człowiek zaczyna kochać, to zaczyna przezwyciężać pewien głęboki lęk. Jest
to lęk, że nie zostanę pokochany, lub jeśli jestem kochany, to że zostanę
porzucony. Wyzwolenie polega na tym, że „co by nie było” będę
kochał. Godzę się nawet na samotność umierania. Pokornie przyjmuję,
że mogę być dogłębnym skazańcem na śmierć.
Od św. Jana można zyskać kilka cennych
inspiracji na drodze głębszej miłości. W trakcie Ostatniej Wieczerzy Apostoł
spoczywał na piersi Pana. W połączeniu z prawdą o Bożej Dziecinie, to
ośmielenie do postawy delikatnej czułości w miłowaniu. Jak uczy Papież, trzeba
zerwać okowy zimnej zdystansowanej miłości. Kochać, to także
serdecznie przytulać i nie bać się przytulić. Czyste przytulenie jest
wcieleniem subtelnej delikatności Boga. Następnie Jan zaprasza do heroicznej
wierności. Pozostał przy Jezusie na Krzyżu do końca. Jasno i klarownie
zaświadczył swą postawą, że kochać to mówić: „Możesz na mnie liczyć. Nie
zostawię Cię. Będę przy Tobie do końca”. Dla Jezusa i każdej
kochanej osoby, jakaż to radość i poczucie bezpieczeństwa!
Wreszcie miłość zawsze ściśle łączy się z
tajemnicą kobiecości i męskości. Wzorem swego Mistrza, Jan Apostoł
twórczo współpracował z kobietami. Na serio potraktował Marię
Magdalenę, gdy przyniosła wiadomość o zabraniu ukochanego Pana. Ufając jej
słowom, natychmiast udał się do grobu, aby zbadać sprawę. I oczywiście ogromne
znaczenie ma przyjęcie wraz z Maryją Jezusowego Testamentu na Krzyżu.
Boże
Narodzenie … piękne chwile... nowa interpretacja życiowych łez …
27 grudnia 2013 (J 20, 2-8)