„Nie ma miłości
bez cierpienia. Miłość to wielki trud cierpienia…”. Oto niezwykła
Bożonarodzeniowa Prawda. Pierwszy dzień świętowania niesie jednak z sobą pewne
niebezpieczeństwo. Jakie? To złudne utożsamienie miłości jedynie z przyjemnym
zestawem przeżyć i powierzchownych odczuć. Dlatego drugi dzień stanowi niejako
ochronę przed tak wielką pomyłką. Otóż świętujemy dzisiaj pierwszego
męczennika, św. Szczepana. Z miłości do Jezusa, przelał dla Niego krew.
Bezcenne świadectwo nierozdzielnej miłości Boga i Człowieka. Miłość zostaje
poświadczona odważnym podjęciem cierpienia aż do śmierci.
Istnieją dwa wielkie nieporozumienia. Pierwsze
polega na iluzji kochania bez cierpienia. Wszystko sprowadza się wtedy jedynie
do przyjemnych przeżyć. „Kocham cię” staje się pustą deklaracją bez pokrycia;
nie odzwierciedla miłości, ale roszczeniowy egoizm. Potrzebuję drugiego jedynie
do zaspokojenia siebie i swoich oczekiwań. Pretensjonalne żądania. Z reguły
konieczność podjęcia większej ofiary i wyrzeczenia kończy taką nietrwałą
relację.
Drugi błąd można określić jako cierpiętnictwo.
Cierpienie wprawdzie jest tutaj podejmowane, ale bez miłości. Skoncentrowane na
sobie wyrzeczenie staje nieznośnym ciężarem. Taki człowiek cierpi, ale w głębi
denerwuje się, że musi cierpieć. Zarazem dyskretnie daje o sobie znać
interesowność, która domaga się odpłaty za poniesiony trud. Serce cierpiętnika
wypełnia smutek konieczności znoszenia życiowego ciężaru, w powiązaniu z drugim
człowiekiem lub Bogiem.
Św. Szczepan pomaga nam odkryć
fascynujący blask chrześcijańskiej miłości. Swym męczeńskim aktem ukazuje
miłość jako wielki trud cierpienia, które podejmowane jest z autentyczną
radością w sercu. Kochać, to przelewać z radością krew dla ukochanej osoby. Na
ziemi nie ma nic wspanialszego, niż radośnie umierać dla umiłowanego. Dokonuje
się tu niezwykłe połączenie miłości, cierpienia i radości. Taka triada jest
owocem działania Ducha Świętego. Kto podąża taką drogą, ewidentnie skąpany jest
w promieniach błogosławieństwa, które udziela Boże Dziecię. Jest to pełen mocy
i subtelnej delikatności strumień miłości miłosiernej, która wypływa z łona
samego Boga Ojca.
Bóg przyszedł w Człowieku. Z tego wynika bardzo
ważna konsekwencja. Jeśli cierpię z miłości dla drugiego człowieka, to
jednocześnie umieram dla Jezusa, który zamieszkuje w jego sercu. Dlatego Boże
Dziecię tak serdecznie błogosławi. Jednocześnie człowiek prawdziwie oddaje
życie dla Jezusa tylko wtedy, gdy zostaje to niejako poświadczone cierpieniem
dla konkretnego człowieka lub wspólnoty. Niezwykłe jest to, że
pomiędzy miłością i cierpieniem, przeżywanymi w Chrystusie, zachodzi
tak mocna „reakcja współ-przenikania” pod wpływem Ducha Świętego, że serce
miłującego wypełnia się najczystszą formą radości. Radość ta nie
usuwa fizycznego, psychicznego i duchowego bólu, ale nadaje mu Boski sens. W
duszy pojawia się pełne głębokiej czułości: „chcę cierpieć dla Ciebie, bo Cię
kocham”.
Takie „cierpienie uszlachetnia”. Ale od razu
trzeba doprecyzować, że cierpienie samo w sobie nie uszlachetnia;
wręcz przeciwnie, może stać się powodem niszczenia lub samozniszczenia.
Precyzyjnie mówiąc, tylko miłość uszlachetnia, zaś cierpienie jest swoistą
„super-pieczęcią”, która potwierdza jej autentyczność i Boskie pochodzenie.
Cierpienie jest swoistym dłutem, przy pomocy którego miłość rzeźbi pokorę
wnętrza, odciosując wszelkie przejawy pychy, zarozumiałości i egoizmu.
„Miłujące cierpienie” wiąże się z bolesnym procesem kształtowania naszego
wnętrza na obraz Prawdziwego Człowieka, Jezusa Chrystusa.
Gdy mamy szczęście podążać taką drogą
radosno-cierpiącej miłości, to musimy jeszcze pamiętać o bezcennym zdaniu
Jezusa, które św. Szczepan doskonale wcielił w życie swą męczeńską śmiercią:
„Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 10, 22). U wszystkich
męczenników śmierć z miłości do Jezusa Boga-Człowieka jest ukoronowaniem całej
drogi życiowej. Prawdziwa miłość nie jest tylko kwestią chwili, ale
wytrwałością aż do ostatniego tchnienia. Kto wiernie trwa, otrzymuje z Krzyża
ciepło błogosławieństwa Zbawiciela...
26 grudnia 2013 (Mt 10, 17-22)