Trudne doświadczenie wielu wierzących. Otóż, gdy w planach jest spowiedź, wtedy pojawia się wewnętrzne zmaganie, wręcz odczucie silnego oporu i wielkiego ciężaru. Z kolei myśl o jakiejś innej aktywności dodaje sił, a nawet wyzwala zapał. Dlaczego tak się dzieje? Przecież powinno być dokładnie odwrotnie. Miłosierdzie powinno spontanicznie przyciągać wierzącego!
Rzeczywiście byłoby to w pełni słuszne
stwierdzenie, gdyby człowiek był doskonały. Niestety prawda jest inna: „duch
ochoczy, ale ciało słabe”. Nie to jednak jest największym powodem trudności.
Tak naprawdę największym problemem jest istnienie szatana. W rdzeń tego bytu
duchowego jest wpisana postawa nieufności wobec Boga. To przeogromna choroba i
zarazem potężny grzech. Jezus w objawieniach kierowanych do św. Faustyny mocno
akcentuje, że najbardziej boli Go nieufność. Szatan jest nasiąknięty
podejrzliwością. Sam dokonał wyboru zła i teraz „po sobie” o to samo podejrzewa
nawet samego Boga. Jezus zginął zatruty szatańską nieufnością. Podobnie wielu
świętych męczenników. „Nie ufamy ci, dlatego musimy cię zabić!”. Taka postawa
braku zaufania Bogu burzy pokój serca i generuje wewnętrzny stan piekła.
Szatan odrzucił Boga i teraz chciałby odizolować
od Boga każdego człowieka. Ten fakt pozwala dostrzec bardzo ważne prawo
duchowe. Jakie? Otóż jeżeli człowiek zapragnie wejść na dobrą
drogę, wtedy szatan będzie chciał to za wszelką cenę uniemożliwić. Zacznie
tworzyć różne zewnętrzne utrudnienia i wewnętrzne doświadczenia oporu.
Najprostszym przejawem ataku jest osłabianie ciała. Ale o wiele bardziej
niebezpieczne jest uderzenie w serce. Polega to na sączeniu myśli, które zaczynają
rodzić nieufność wobec Boga. W konkretnych sytuacjach nieufność ta
kierowana jest na osoby głoszące Boga i prowadzące ku Bogu. „Nie
ufaj, on cię skrzywdzi”, to swoisty wzorzec szatańskiej neutralizacji proroków.
Szatan najpierw sam popełnił grzech nieufności, a teraz chce kolejne dusze
sprowadzać na tę piekielną drogę.
Jeżeli człowiek da się ogarnąć nieufnością,
wtedy nie podejmie trudu przemiany. Pozostanie w starym świecie. Szatański cel
zostaje osiągnięty. Ten mechanizm widać bardzo dobrze, gdy ktoś tkwi w jakimś
zniewoleniu; jest daleko od Boga. Najczęściej jest to poważny grzech pychy,
który powoduje zarazem zaślepienie i niedostrzeganie wielkiej ilości innych
grzechów. Gdy pojawia się możliwość wejścia na nową dobrą drogę, wtedy szatan
nie na żarty się wścieka. Z siłą huraganu uderza, aby wsączyć jak
najgłębiej w serce swej ofiary myśl: „Nie ufaj!”. Litania różnych
podejrzliwości. Jeśli atakowany uważa się za niewierzącego, wtedy pod obstrzał
może iść cały Kościół. W przypadku wierzącego ofiarowana przez Boga „deska
ratunku” zostanie ostrzelana z karabinu maszynowego kulami w postaci
oczerniająco-podejrzliwych myśli. Jedyną sensowną odpowiedzią jest ufne i
posłuszne pójście za Jezusem: „Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo
niebieskie” (Mt 10, 7).
W pełni staje się teraz zrozumiałe, dlaczego
nawet głęboko wierzące osoby mogą doświadczać niechęci odnośnie sakramentu
pojednania. To ewidentna pokusa szatana, który chce uniemożliwić wejście na
„drogę Miłosierdzia”. Zarazem doprecyzujmy. Jeśli ktoś nie
doświadcza szczególnych utrudnień, to nie jest to powód do pysznego
samozadowolenia, ale do pokornego dziękczynienia Bogu za otrzymany dar. Nieraz
zaś brak trudności oznacza, że człowiek przeżywa wiarę bardzo powierzchownie.
Wtedy szatan za bardzo nie kusi, bo w sumie czy ktoś idzie do spowiedzi czy
nie, prawie na to samo wychodzi. Brak duchowego zmagania, to raczej powód do
niepokoju. Dusza umiera, a szatan ma niezły ubaw, podsuwając myśli o „wysokiej
pobożności”. Doświadczenie trudu i zmagania ze względu na Jezusa to znak
zdążania do Nieba… Maryjo, która doskonale zaufałaś Bogu, módl się za nami na
Adwentowej drodze…
7 grudnia 2013 (Mt 9, 35-10, 1. 5-8)