W nocnej ciemności, nawet drobne stuknięcia mogą
powodować lęk i nerwowe napięcie. Zwyczajne drzewo czasami przybiera
postać przerażającego monstrum. Podmuchy wiatru raz po raz przypominają
diabelskie harce. Wszystko ma ciemny, a nawet czarny kolor. Ale przecież nie
jest to rzeczywista barwa świata. Gdy budzi się poranek, powoli odsłania się
prawdziwy obraz rzeczy. Słoneczne światło sprawia, że przerażająca ciemność
przeobraża się w przyjacielską paletę kolorów. Odgłosy dają miłe poczucie
swojskości. Drzewo zachwyca swym pięknym rozkładem konarów. Wietrzny szelest nasuwa
na myśl prawdę o Duchu Świętym. Niesamowite! Dokładnie ta sama rzeczywistość,
raz powoduje paraliżujący strach, a innym razem wyzwala odczucia piękna i
zachwytu. Dlaczego tak się dzieje? Zwykła obserwacja przyrody pozwala
stwierdzić, że zasadnicza zmiana sposobu przeżywania zależy od obecności lub
braku Słońca.
Ten przyrodniczy fakt stanowi świetną pomoc w
pełniejszym zrozumieniu naszych obaw, fobii i złych przeżyć. Otóż
głębokim powodem lęków jest brak wewnętrznego
światła. Wówczas nieokreśloność zaczyna przerażać. Wnętrze sprawia
wrażenie jakiejś ciemnej i chaotycznej plątaniny. Świat zewnętrzny staje się
litanią zagrożeń, czyhających za każdym rogiem. Niektórzy całymi latami tkwią w
takiej paraliżującej ciemności. Szczerze mówiąc, to nie ma sensu.
Ewangelia podsuwa nam interesująca sugestię. „Lud, który siedział w
ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci
wzeszło światło”. (Mt 4, 16) Tym światłem, które rozświetliło
ciemności, jest Jezus Chrystus. To wyjątkowe światło nie jest jakąś lampą lub
gwiazdą, ale Osobą. Tam, gdzie pojawia się ta Osoba-Światło, noc
przekształca się w dzień. Lęk ustępuje zachwytowi. Brzydota i bezład znikają na
rzecz piękna i harmonii. Dlatego warto przyjąć zaproszenie Jezusa: „Nawracajcie
się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie” (Mt 4, 17).
Nawrócenie oznacza otwarcie swojego życia na
światłość Jezusa. Co to konkretnie oznacza? Otóż nie chodzi o jakieś
skomplikowane działania. Wystarczy po prostu powiedzieć Jezusowi: pragnę, abyś przyszedł
do mojego życia. Jedno krótkie słówko, mające przeogromną moc: „Pragnę”. Potem
trzeba ten akt powtarzać każdego dnia od nowa. Tragedia sytuacji polega na tym,
że cały potężny świat bożków walczy o to ludzkie pragnienie. W rezultacie
produkt z reklamy staje się niejednokrotnie bardziej atrakcyjny aniżeli
Jezus. Wierzyć się nie chce, ale niestety tak często bywa.
Na szczęście, dla wielu ludzkich dusz pragnienie
Jezusa przebija wszystkie materialistyczne propozycje. Konsekwentnie Jezus
pojawia się w duszy i ją rozświetla. Owocem tej obecności stają się wielorakie
piękne duchowe wartości: miłość, prawda, czystość . Ale Szatan nie daje za
wygraną. I właśnie w tym momencie wymyślił pewną perfidną pułapkę, na którą
łapią się liczne „duchowe” dusze, niczym muchy na lep. Otóż Zły
wtłacza „pobożną definicję” człowieka, która ogranicza go tylko do duszy. Dusza
jest pięknie rozświetlona przez Jezusa, ale „niegodne ciało” pozostaje już poza
Jego promieniowaniem. W rezultacie wymiar cielesny i seksualny pozostaje
zanurzony w ciemności. I tak oto zaczynają budzić się „demony”. Cielesność
zostaje skojarzona z lękiem, ciemnością, brudem. Ciało staje się nieczyste.
Pojawia się przeciwstawienie: ciało-Bóg. Jakież diabelskie pomieszanie! Piękne
„barwy ciała” nikną w ciemnościach, na skutek braku obecności Jezusa.
Nawrócenie oznacza tu konieczność przyjęcia Chrystusa także do
ciała. Gdy ciało mówi Jezusowi „pragnę”, wtedy zostaje oświetlone przez Niego i
odzyskuje swe piękno. Nerwowa lękliwość ustępuje odważnej fascynacji. Człowiek
z pasją wypowiada: Jezu pragnę Cię w moim ciele.
Znakiem pełnego nawrócenia jest ukazywanie duszy
i ciała jako przestrzeni fascynujących możliwości. Lękliwa bezbożna ciemność
zostaje zastąpiona przez odważną Bożą jasność. Opromienione światłem Jezusa,
zarówno dusza, jak i ciało emanują symfonią myśli, odczuć i
wielobarwnym pięknem…
26 stycznia 2014 (Mt 4, 12-23)