„Wejść na drogę miłości, to zgodzić się na
cierpienie tęsknoty”. Ta prawda wyraża głęboką rzeczywistość
ludzkiego serca, które zostało stworzone w Sercu Boga. Człowiek nosi w sobie
pragnienie Nieskończoności; tylko Ona może dać całkowite zaspokojenie
i ukojenie. Ale w świecie doczesnym nie jest to możliwe. Dlatego
spontaniczną reakcją serca jest tęsknota.
Tęsknota jest bolesnym doświadczeniem
nieobecności tego, czego obecności pragniemy. Pewną nostalgię wywołują ulubione
miejsca lub zajęcia. Ale tak naprawdę o tęsknocie możemy mówić jedynie w
odniesieniu do osób, które kochamy. Miłość wyzwala pragnienie współobecności.
Gdy nie jest to możliwe, w sercu rodzi się oczekiwanie na chwilę, kiedy to
nastąpi. To bardzo głębokie doświadczenie, które przenika całą
osobę. Na poziomie zmysłów dają o sobie znać: wygląd
twarzy, tembr głosu, dotyk ręki. Z tej cielesnej przestrzeni wynurza się bez
porównania ważniejszy duchowy świat kochanej osoby. Ale nie na tym koniec…
Człowiek został powołany do istnienia jako
„obraz Boży”. Znaczy to, że przeżywając czystą tęsknotę za człowiekiem, tak
naprawdę zaczynamy tęsknić za Bogiem. Bóg wprawdzie jest wszechobecny, ale
niestety póki co pozostaje niejako za zasłoną. Nie możemy oglądać Go „twarzą w
twarz”. Powstaje nieodparte wrażenie jakiejś tragicznej nieobecności Obecnego.
To jeszcze bardziej wzmaga ból. Nie ma problemu z brakiem tego, czego nie
potrzebujemy. Cały ciężar daje o sobie znać, gdy tuż obok nie ma osoby, której
obecność przeżywamy jako życiodajny tlen.
Ta metafora pozwala lepiej uchwycić realizm
opisów, w których mowa o „umieraniu z tęsknoty”. Nieobecność umiłowanej
Obecności zaczyna przeszywać tak głęboko, że zaczyna to przypominać nawet stan
agonalny. W sercu mogą pojawiać się dwa zasadnicze „drżenia”: „tęsknię za
Bogiem” lub „tęsknię za człowiekiem”. W najgłębszych pokładach
egzystencji „wychodzi na jedno”. Autentyczna tęsknota za Bogiem
uwrażliwia serce na człowieka, który jest Jego obrazem. Zarazem czysta tęsknota
za człowiekiem tak mocno i dogłębnie porusza i przenika serce, że odsłania się
przeogromny głód Nieskończonej Boskości.
Staje się to bardziej zrozumiałe w perspektywie
zdań z Prologu Ewangelii św. Jana: „Na początku było Słowo, a Słowo było u
Boga, i Bogiem było Słowo” oraz „Słowo stało się ciałem i zamieszkało między
nami” (Por. 1, 1-18). Bóg jest Słowem. Słowo stało się człowiekiem.
Tak więc Bóg stał się człowiekiem. To utożsamienie doskonale dokonało się w
Jezusie Chrystusie. Ale na mocy łaski w tej prawdzie może uczestniczyć każdy
człowiek. Tęsknota jest świadectwem miłości Boga i człowieka. Jest
to Krzyż, nawet wielki, ale warto go podjąć. Kto nie tęskni, ten nie
kocha. Zarazem Krzyż ma to do siebie, że może człowieka
przytłoczyć.
Na szczęście Bóg wynalazł cudowny
środek, który jednocześnie utrzymuje intensywność miłości i chroni
przed wyniszczającym brakiem dotykalnej obecności. Tym cudownym lekarstwem jest
właśnie słowo, będące w relacji do ciała. Tak! Istnieje
ścisły związek pomiędzy słowem i ciałem. Obrazowo mówiąc, słowo sytuuje się
pomiędzy absolutną nieobecnością i pełnią obecności. Poprzez słowo osoba
nieobecna fizycznie może się uobecniać duchowo. Słowo jest swoistym wcieleniem
obecności, która nie może mieć miejsca w sensie fizycznym. Gdy otrzymujemy
czyjeś słowo, to autor tego słowa niejako „przychodzi do nas”.
Dlatego Bóg wymyślił dar Słowa w Piśmie
Świętym, abyśmy nie umarli z tęsknoty za Nim. Przyjmując Słowo,
napełniamy się obecnością Boga, za którym tęsknimy. Ta prawda wygląda podobnie
w przypadku człowieka. W ten sposób możemy przetrwać do
„Niebiańskiej Chwili”, gdy wreszcie będziemy na zawsze „twarzą w twarz” z
Bogiem i człowiekiem…
5 stycznia 2014 (J 1, 1-18)