„Nie potrzebujesz mężczyzny, żeby
być szczęśliwą!”. Tak wiele nieszczęśliwych kobiet, które pragną być
szczęśliwe. Żyją jednak w przekonaniu, że do tego niezbędny jest mężczyzna. Ale
niestety wciąż go nie ma. Albo jest, tylko że kompletnie nie taki,
jaki powinien być. I oto w takiej beznadziei niespełnienia może pojawić się
promienne zapewnienie: Nie potrzebujesz mężczyzny do szczęścia! Jeszcze jak
jest to elokwentnie uzasadnione, to naprawdę taką obietnicą można na całego się
zachłysnąć. Genialne rozwiązanie! Mężczyzny wciąż nie ma, a jednak można
oddychać pełnią życia…
Takie sugestywne obietnice płyną z dwóch źródeł,
pozornie całkowicie odległych od siebie. Antykościelny nurt
feminizmu głosi, że kobiety nie potrzebują mężczyzn do szczęścia. Kobieta jest
w stanie sama sobie dać wszystko, czego w życiu potrzebuje. Mężczyzna
ewentualnie może być przydatny na zasadzie użytecznego narzędzia. Bóg też nie
jest do szczęścia potrzebny; co więcej ma zdecydowanie złą opinię jako produkt
patriarchalnego Kościoła.
Drugie źródło od wieków bije w części Kościoła.
Pada dokładnie taka sama obietnica, choć oczywiście zupełnie inaczej
uzasadniona. Tym razem Bóg ma super-doskonałe notowania! W prowadzonej formacji
sączona jest teza: Nie potrzebujesz mężczyzny do szczęścia! Powiedz złemu
mężczyźnie „nie”, a dobremu Bogu „tak”! Sam Bóg cię uszczęśliwi. I wiele
duszyczek ulega tej złudnej obietnicy. I tak zaczyna się tragedia pozornego
szczęścia. Z czasem, na zewnątrz „radosna maska”, ale gdzieś bardzo w głębi
serca jest inaczej …
Trzeba z wielką mocą powiedzieć, że wspomniane
obietnice stanowią głębokie zakłamanie prawdy o człowieku. A jaka
jest prawda? Nawiązując do pierwotnego zamysłu Bożego, Jezus
wyraźnie stwierdza: „Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako
mężczyznę i kobietę” (Mk 10, 6). Od razu doprecyzujmy, że dosłownie
to zdanie z Ewangelii należałoby przetłumaczyć z oryginału greckiego
następująco: „Od zaś początku stworzenia męskim i żeńskim uczynił ich”.
Dwie wielkie tradycje, grecka i żydowska,
pomagają prawidłowo zrozumieć to stwierdzenie. W ich świetle, człowiek
pierwotnie był całością, która miała męskie i żeńskie oblicze. Potem nastąpiło
rozdzielenie i dlatego teraz każdy nosi w sobie metafizyczną tęsknotę za
brakującą „połówką”.
Tak więc człowiek został stworzony na obraz
Boży. Człowiek, to znaczy nie sama kobieta lub sam mężczyzna; dopiero „męskie”
i „żeńskie” są pełnym zobrazowaniem Boga. Mężczyzna i kobieta są niejako dwiema
stronami tej samej monety: „reszka” i „orzeł”, a nie oddzielnymi monetami.
Zgodnie z naturą, stworzoną przez Boga, kobieta tęskni za mężczyzną, zaś
mężczyzna tęskni za kobietą. Kobieta i mężczyzna wzajemnie siebie potrzebują.
Dopiero męsko-żeńska jedność jest w stanie w pełni otworzyć się na Absolut
Boskiego Szczęścia. Małżeństwo jest relacją, gdzie jest to możliwe poprzez
pełne zjednoczenie duszy i ciała.
Ale jak to? Czyli wszystkie kobiety w celibacie
są nieszczęśliwe? Żadną miarą! Tylko część. Większość jest szczęśliwych.
Nieszczęśliwe to te, które m.in. uważają, że nie potrzebują mężczyzn.
Kobiety prawdziwie szczęśliwe w celibacie, to
te, które kochają mężczyzn. Ale zgodnie z sumieniem, świadomie i dobrowolnie
zrezygnowały z relacji małżeńskiej z czystej miłości do Boga. Zgodziły się, aby
ich serca zostały zranione przez Boskiego Oblubieńca. Dzięki takiej czystej
ofierze, Bóg napełnił ich serca nadprzyrodzoną Miłością. Miłość ta uszczęśliwia
dzięki temu, że szczerze i pokornie wyznały sercem, umysłem i uczuciami: „Boże,
kocham mężczyznę, którego stworzyłeś, ale jeszcze bardziej kocham Ciebie i dla
Ciebie rezygnuję z małżeństwa". Oczywiście podobny tok rozumowania odnosi
się do mężczyzn w celibacie w relacji do kobiet. Tylko przy takim zdrowym
rozumieniu celibat z miłości do Boga jest drogą do Szczęścia
… Ręka Boga... Mężczyzną i kobietą stworzył
ich...
28 lutego 2014 (Mk 10, 1-12)