„Jeżeli mamy dojść do miejsca, którego nie
znamy, to musimy iść drogą, której nie znamy i dlatego potrzebujemy całkowicie
zaufać przewodnikowi, który tę drogę zna”. Te słowa św. Jana od Krzyża wyrażają
fascynującą prawdę dla tych wszystkich, którzy w życiu nie chcą się nudzić.
Spostrzeżenie wielkiego mistyka odnosi się do zwyczajnej codzienności, ale
zarazem jest to świetna recepta na głębokie życie duchowe. Ludzie
często narzekają na egzystencjalną nudę; wstajesz, otwierasz oczy i „ciągle tak
samo”. „Coś” zanudza? Nie, ewentualnie człowiek sam siebie wkłada w jakieś
nudne ramy. Jak? Zasadniczo na dwa całkiem odmienne sposoby.
Pierwszy z nich łączy się z życiem, które
zostaje „odbarwione” różnymi prawdami. Prawdy te same w sobie są piękne, ale
niestety nawet perły można wrzucić w błoto. Najczęściej chodzi o Boże
Przykazania, które postrzegane są na zasadzie zadręczającego przymusu. „Muszę
to, muszę tamto” przybiera postać codziennej powtórki, która przytłacza swą
bezbarwnością. Jeszcze bardziej osłabia błędna interpretacja prawdy o
akceptacji cierpienia. „Bierz swój krzyż” oznacza tu smutne cierpiętnictwo. Na
dokładkę nieraz „głęboko wierzący”, niby to walcząc z „próżną sensacją”, z
nawet najbardziej odkrywczej perełki potrafią zrobić „nic nowego”,
wypowiedziane z wyniosłą miną.
W konsekwencji w wielu umysłach niebo zaczyna
kojarzyć się z niemiłosiernie nudnym miejscem. Ostrą reakcją na tę „bezpłciowość”
jest pragnienie czerpania pełnymi garściami z uroków życia; carpe diem.
Niestety ten dobry cel zostaje zaprzepaszczony na skutek złych środków.
Interesujące doznania i nowe przeżycia stają się „bożkiem”, któremu wszystko
jest podporządkowywane. Narkotyki, alkohol, tzw. „wolna miłość”, nieustanne
imprezowanie. Gdy wszystko jest dozwolone bez żadnych ograniczeń, bardzo szybko
nawet największe przyjemności stają się porażająco nudne. Zamiast „fascynującej
pełni” pojawia się „pusta nuda”.
Wspólny mianownik tych dwóch dróg sprowadza się
do tego, że człowiek zaczyna podążać za własnym „ja”, które raz ujawnia się pod
postacią „faryzejskiej ego-mądrości”, a innym razem w formie hedonistycznych
zachcianek. Gdy człowiek „idzie tylko za sobą”, wedle swej dobrze znanej drogi,
to takie podróżowanie zawsze przeobrazi się w śmiertelną nudę. Pokładanie
ufności we własnych „bogactwach” przysłania autentycznie fascynujący koloryt
życia.
Dlatego Jezus mówi: „Dzieci, jakże trudno wejść
do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach pokładają ufność.” (Por. Mk 10,
24). To konkretna inspiracja, co robić, aby zdążać w stronę
królestwa Bożego. Królestwo Boże to niezwykły Boży świat, pełen
życiowej atrakcyjności. Nie ma tu miejsca na szarzyznę. Zachwyca koloryt życia.
Jak wejść w taki stan istnienia i przeżywania?
Przede wszystkim, w punkcie wyjścia niezbędne
jest pragnienie dotarcia do jakiegoś interesującego miejsca, którego
jeszcze nie znamy. Ta nieokreśloność nie może paraliżować lękiem, ale jest
zaproszeniem do odważnego otwarcia się na zupełnie nowe obszary przeżywania. Z
tym łączy się pokorne uznanie swej niewiedzy odnośnie drogi wiodącej do tego
tajemniczego celu. Taka postawa jest ogołoceniem, które odziera z
posiadanych bogactw materialnych i duchowych. Poczucie własnej bezradności jest
wielką pomocą, aby otworzyć swe serce na przewodnika, który poprowadzi nas po
tej nieznanej drodze. Człowiek przestaje wtedy pokładać ufność w swej mądrości,
zaczyna natomiast ufać swemu przewodnikowi.
Najdoskonalszym Mistrzem, który na pewno
poprowadzi nas najlepszą drogą, jest Jezus Chrystus. Taka Jezusowa Droga jest
pasmem nieustannych zaskoczeń. Życie w Duchu Świętym staje się pełnym pasji
nieustannym smakowaniem tego, czego jeszcze dotąd nie było.
Najlepszym podsumowaniem takiego życia są słowa samego Jezusa: „U ludzi to
niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe” (Mk 10, 27)…
3 marca 2014 (Mk 10, 17-27)