Bardziej On czy ja?


„Potrzeba, abym Ja wzrastał, a On był umniejszany”.  „Potrzeba, aby On wzrastał, a ja się umniejszał”. Oto dwa całkowicie odmienne scenariusze ludzkich spotkań. W zależności od zaistniałych postaw, owocem finalnym staje się doświadczenie smutnej pustki lub radosnej pełni. W pierwszej opcji, człowiek za wszelką cenę eksponuje samego siebie. Skutecznie przysłania sobą całą linię horyzontu, nawet Boga samego. Obowiązuje zasada, że „dwie gwiazdy nie mogą świecić na jednym nieboskłonie”.  Aby promować siebie, nawet Boga trzeba eliminować z pola widzenia. Na szczęście istnieje także inna możliwość. Tym razem człowiek stara się być jedynie drogowskazem, który wskazuje drogę do krainy Boskiego Istnienia. 

„Moja chwała” czy też „Boska  Chwała”? Oto bój, który rozgrywa się w naszych sercach. Poprzez słowa, gesty świadome i nieświadome, komunikujemy jedno z dwóch zasadniczych przesłań. Emanujemy energią samouwielbienia lub uwielbienia Boga. W pierwszej sytuacji podświadomie dajemy do zrozumienia: „Poza mną już nic ważniejszego nie istnieje” i usiłujemy drugiego człowieka zamknąć w swoim świecie. Drugi  przekaz posiada radykalnie odmienny kierunek. Tym razem człowiek promieniuje prawdą: „Moje istnienie jest tylko wstępem”;  stara się drugiego jak najpełniej otworzyć na Boskie Szczęście.  

              Codziennie przeżywamy różnorakie sytuacje, które są wcieleniem tego duchowego zmagania. Lepiej zbierać krople, z których powstanie zachwycająca fontanna tryskająca „żywą wodą istnienia”, aniżeli wszystko roztrwonić i dojść do przygnębiającej konstatacji „źródełko wyschło”. Problem ten dobrze ilustrują dwie scenki rodzajowe. W każdej z nich występuje dwóch ludzi i „inny”. W pierwszym przypadku jeden mówi do drugiego. „Tylko ja mogę dać ci wszystko. Gdy przyjdzie po mnie „inny”, to od niego nic nie bierz. Najlepiej, zamknij się przed nim na cztery spusty”. W drugim przypadku treść  wypowiedzi jest radykalnie odmienna: „Ja mogę dać  ci niewiele. Właściwie to mogę tylko rozpalić w tobie pragnienie. Gdy przyjdzie po mnie „inny” , to on w obfitości obdarzy cię wszystkim, czego pragniesz. Otwórz się na „innego” całym sobą. Otwórz na oścież wszystkie drzwi i okna swego życia”. 

W tej metaforze dwaj rozmawiający to ludzie w trakcie spotkania. „Inny” to Jezus, który przychodzi jako ktoś absolutnie „Inny”, czyli jako  Bóg. Jezus jest Umiłowanym Synem Bożym, który został posłany przez Ojca. Tylko On może dać człowiekowi zbawienie. Ludzkie pragnienia są nieskończone i tylko Nieskończony Bóg może je zaspokoić. 

Jeżeli człowiek  będzie chciał wejść w miejsce Chrystusa, to doprowadzi do niezbyt ciekawej sytuacji. Po niewielkim obdarowaniu swym „ograniczonym darem”, uwyraźni się potem pusta duchowa przestrzeń i doświadczenie smutku. Najczęściej stan taki jest konsekwencją dłuższego procesu. Wówczas, z biegiem lat, np. niektórzy małżonkowie dochodzą do wniosku, że są dla siebie całkowicie obcymi ludźmi. Smutek i pustka. 

Inaczej sprawy wyglądają, gdy człowiek  stara się pomóc  drugiemu w otwarciu drzwi swego życia na Chrystusa. Początkowo wymaga to rezygnacji ze swych zbawczych ambicji. Chrystus jako jedyny jest w stanie doskonale  wypełnić misję Zbawiciela. Rola człowieka polega na tym, aby pomóc drugiemu przyjąć ten Boski Dar. Świetnie realizował to Jan Chrzciciel, który pokornie świadczył o Jezusie, wobec którego uważał się jedynie za poprzednika.  Ale najdoskonalsze świadectwo o swym Boskim posłannictwie składa sam Jezus: „Są to dzieła, które Ojciec dał Mi do wykonania; dzieła, które czynię, świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał” (J 5, 36). Z tymi dziełami możemy zapoznać się czytając Ewangelię. Jeśli mamy otwarte serce i zdrowy rozum, to bez trudu dostrzeżemy niezwykłość Bożego działania w Jezusie. Dzięki zaistniałemu otwarciu Duch Święty będzie wypełniał nas i poprzez nas Pełnią Uszczęśliwiającej Obecności w Nim...

3 kwietnia 2014 (J 5, 31-47)