Cierpieć cierpliwie z miłością


Paraliżujące cierpienie, przeszywające nawet najdrobniejsze włókna. Pragnienie odejścia z tego świata, niczym świetlana obietnica wyzwolenia. W przeżywanym bólu, wyczekiwanie z utęsknieniem na ostatni własny oddech. Co robić? Przypominają się słowa św. Jana Bosko, który w ostatnim okresie swej ziemskiej drogi bardzo dużo cierpiał fizycznie, do czego dołączały się wielorakie walki duchowe. Pewien człowiek, widząc te ciężkie zmagania, stwierdził z zadowoleniem tego, który wypowiedział coś mądrego: „Ojcze, cierpienie uświęca!”. Ale w odpowiedzi usłyszał bezcenne doprecyzowanie, wypowiedziane głosem pełnym głębokiego pokoju: „To, co uświęca, to nie cierpienie, ale cierpliwość”. 

Wciąż noszę w pamięci te słowa. Stają się dla mnie źródłem coraz większej życiowej siły w trudnych chwilach. Kiedy? Szczególnie wtedy, gdy powstaje wrażenie niemocy, aby  zrobić kolejny krok. Paraliżujące cierpienie. Pamiętam, że początkowo byłem zaskoczony deprecjacją cierpienia na rzecz cierpliwości. Oczekiwałem, że święty wygłosi gloryfikację cierpienia. Poprzez liczne lektury duchowe i wcześniejsze rozmyślania, zdecydowanie nadrzędną rolę przypisywałem cierpieniu, które traktowałem jako niezawodny środek wiodący do zbawienia. Słowa świętego zakwestionowały misternie budowany świat duchowej konstrukcji. Teraz w pełni wewnętrznie zgadzam się z jego wypowiedzią. Cierpienie samo z siebie nie uświęca. 

Tu pojawia się także myśl wybitnego filozofa, księdza Tischnera, który w ostatnich miesiącach swego życia ogromnie cierpiał. Wówczas to -nie na zasadzie teoretycznej refleksji człowieka zdrowego, ale z otchłani przeżywanego rozdzierającego bólu- zakwestionował często powtarzaną pobożną tezę o automatycznie pozytywnej wartości cierpienia. Tak! Cierpienie wcale nie musi uświęcać. Cierpienie może kompletnie, nie tylko fizycznie, ale i duchowo zdruzgotać człowieka. Tak więc trzeba bardzo uważać z lekkimi zdaniami na temat cierpienia. Ksiądz Tischner odważnie znosił cierpienie; wytrwał do końca na drodze zaufania Bogu w przechodzeniu z tego świata do wieczności. Odkrył bezcenną wartość cierpliwego trwania. Cierpliwość zaś jest możliwa tylko dzięki duchowej sile, jaką daje miłość. „Miłość cierpliwa jest”, mówi św. Paweł. Najgłębiej rzecz biorąc, zbawia tylko miłość, bo Bóg jest Miłością. W cierpieniu zaś miłość wyraża się szczególnie poprzez cierpliwość. 

Oto niezwykła triada: cierpienie, cierpliwość, miłość. Aktualnie najwięcej wagi przykładam do tego, aby cierpienie cierpliwie znosić z miłością. To właśnie w duchowym obszarze cierpliwej miłości pojawiają się najbardziej niebezpieczne pokusy. Szatan najczęściej pozwala spokojnie wejść na określoną drogę. We wstępnym etapie, nieraz nawet za bardzo nie przeszkadza, gdy ktoś zaprasza Jezusa. Potem jednak przystąpi do diabelskiego rozbijania jedności, budowanej cierpliwie wokół wspólnego dobra. Największym zagrożeniem dla diabła nie jest krótkie epizodyczne dobro, ale cierpliwe trwanie i budowanie jednoczącego dobra. Dlatego trzeba bardzo uważać, aby nie ulec diabelskiej strategii rozbijania, oskarżania i zniechęcania. Ulegnięcie tej pokusie powoduje, że na obranej drodze dobra, pierwotne szczęście jedności przeobraża się w późniejszą tragedię rozbicia i rozpadu.  

Na to wielkie niebezpieczeństwo zawsze wskazywali pustelnicy; uwrażliwiali na tę śmiertelną pokusę siebie nawzajem oraz ludzi, którzy do nich przychodzili po radę. Liczni „śmiałkowie”, którzy z zapałem wychodzili na pustynię, po niedługim czasie wracali,  ogarnięci zniecierpliwieniem wobec codziennego trudu i cierpienia. Dlatego warto coraz głębiej powtarzać sobie w sercu: „Trwaj cierpliwie!”. Miłość przeżywana poprzez cierpliwość prowadzi do uświęcenia i zbawienia.  Jezus, myśląc o nas, modlił się do Ojca: „Objawiłem  im Twoje imię i nadal będę objawiał, aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich” (J 17, 26). Serce, które cierpliwie znosi cierpienie, coraz bardziej wypełnia się miłością. W mocy Bożego Imienia człowiek uświęca się i wiernie podąża poprzez doczesność do Wiecznej Szczęśliwości.

16 maja 2014 (J 17, 20-26)